Rapan Beauty, Maseczka naturalna Intensive Care - każdy rodzaj skóry

Glinki w ostatnich latach stały się bardzo popularne. Dzięki swojej uniwersalności można z nich zrobić wiele kosmetyków w domowym zaciszu i to praktycznie do każdego rodzaju skóry. Od najdelikatniejszej białej, przez uniwersalną niebieską, żółtą, czerwoną, aż po mocno oczyszczającą zieloną i czarną. Znam wszystkie i doskonale wiem, że wiele zależy od miejsca ich wydobycia - skład, zawartość poszczególnych mikro- i makroelementów, grubość ziaren, a to ściśle się wiąże z późniejszym działaniem i "mocą". Dlatego przed zakupem często czytam skąd pochodzi dana glinka. Jeśli producent nie chwali się miejscem wydobycia mogę się tylko domyślać jakości tego składnika. Jednocześnie wiem, że nie każdy lubi glinki ze względu na konieczność mieszania ich z wodą lub olejem. Nie każdy lubi dobierać proporcje i czekać na powstanie odpowiedniej konsystencji maseczki. A co byście powiedzieli na doskonałej jakości glinki, gotowe już do użycia? Takie właśnie są maseczki z serii Power od Nature polskiej marki Rapan Beauty.




Glinki Rapan Beauty 

"Linia trzech maseczek bazujących na syberyjskich peloidach z dodatkiem oleju ze słodkich migdałów - naturalnego emolientu o właściwościach wygładzających, nawilżających, kojących. Kosmetyki przeznaczone są do bezpośredniego stosowania w zabiegach na twarz, ale też pozwalają na kreowanie własnych maseczek, poprzez uzupełnianie dodatkowymi substancjami aktywnymi lub aromatycznymi.
Bazą do ich powstania są peloidy (błoto i glinki) pochodzące z „syberyjskiego Morza Martwego”, czyli słonego Jeziora Ostrovnoye. Te naturalne surowce kosmetyczne posiadają skład chemiczny podobny do produktów z arabskiego Morza Martwego i mają podobne właściwości terapeutyczne, ale są od nich silniejsze, gdyż zawierają więcej karotenoidów, retinoidów, antyoxydantów i innych biologicznie aktywnych składników.
Glinki Rapan beauty - zarówno niebieska jak i zółta- oraz błoto iłowo-siarczkowe - są stosowane jako leki w rosyjskich sanatoriach. Są to niesproszkowane preparaty w formie pasty - tak jak zostały wydobyte z syberyjskiego jeziora Ostrovnoye. Są stosowane w wyciszaniu łuszczycy, egzemy, łuszczycy w formie okładów na ciało (w odpowiednich proporcjach). Nie są to zwykłe preparaty, ale bardzo silne. Dlatego też możliwe jest początkowe mrowienie/szczypanie przy nakładaniu maski na twarz - maska działa - rzadko ktoś bywa po niej czerwony, a jeśli nawet się to zdarzy trwa to do 5-10 minut i wszystko znika pozostawiając buzię przyjemnie gładką. Nie zawierają parabenów, konserwantów, barwników i innych sztucznych dodatków – skomponowane wyłącznie ze składników naturalnego pochodzenia."


Opakowanie i cena Rapan Beauty

Pełnowymiarowe opakowanie glinki wystarcza na co najmniej 10 zabiegów. Jest to plastikowy słoiczek o pojemności 80g, a kosztuje 46-49zł. Pod nakrętką znajduje się dodatkowe zabezpieczenie, które uniemożliwia rozlanie się glinki. Ze względu, że jest to ściśle dopasowany, sztywny krążek plastiku zwykle mam mały kłopot ze zdjęciem go. Pomagam sobie czymś ostrym, podważam i gotowe. Warto jednak zostawić to dodatkowe zabezpieczenie, aby maksymalnie zmniejszyć kontakt produktu z powietrzem. Glinki mają długi termin przydatności do użycia. Moja glinka została wyprodukowana w listopadzie 2016 roku, a datę ważności ma do listopada 2018, jednak już po otwarciu należy ją zużyć w ciągu 6 m-cy. Producent umożliwia też zakup miniaturek w niewielkich słoiczkach za 12-13zł, które wystarczają na 1-2 zabiegi, w zależności od grubości nałożonej warstwy i powierzchni (czasem nakładam maskę także na szyję i dekolt).


Rapan Beauty Maska do twarzy Intensiv Care, różowa, do każdego rodzaju skóry

Skład: Yellow Clay (żółta glinka syberyjska; osusza i oczyszcza skórę oraz rozszerzone pory, dzięki mikrocząsteczkom krzemionki działa peelingująco, wygładza, napina, regeneruje skórę), Blue Clay (niebieska glinka; odżywia, odświeża i regeneruje skórę; jedna z najrzadszych glinek), Sulphide-Silt Mud (błoto iłowo-siarczkowe; silny przeciwutleniacz; oczyszcza, rewitalizuje, działa przeciwzmarszczkowo, przywraca skórze blask), Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil (olej ze słodkich migdałów; naturalny emolient, odżywia i nawilża skórę, ułatwia aplikację maski, wygładza, łatwo się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy), Croton Lechleri Resin Powder (ekstrakt z żywicy drzewa; działa przeciwzapalnie, przyspiesza gojenie, stymuluje odnowę naskórka; przez co odmładza), Snail Secretion Filtrate (ekstrakt ze śluzu ślimaka; uelastycznia, nawilża i napina skórę, zmniejsza i rozjaśnia blizny), Sodium Benzoate, Potassium Sorbate (naturalne, bezpieczne konserwanty).
Skład jest naturalny, sensowny i uzasadniony. Bogaty w substancje oczyszczające i rewitalizujące skórę. Nie mam żadnych zastrzeżeń.


W porównaniu do pozostałych dwóch maseczek, o których napiszę więcej w kolejnym poście, wersja różowa jest najdelikatniejsza, najdrobniej zmielona i najbardziej mokra. Posiada fajną konsystencję pasty, która idealnie rozprowadza się na skórze. Maska posiada naturalny zapach, typowo glinkowy i to też mi się podoba - nie ma sztucznych składników zapachowych, które mogą podrażniać lub uczulać. Glinka jest gotowa do użycia, nie trzeba jej już rozrabiać, a dzięki zawartości oleju nie zasycha na skórze całkowicie, co jest kolejnym plusem składu :)


Producent zaleca przed nałożeniem wymieszać glinkę w opakowaniu, ponieważ nie zawiera ona emulgatorów. Moja glinka się nie rozwarstwia i nie chcę wkładać do niej palców, dlatego robię to drewnianą szpatułką co 2-3 użycia. Glinkę dobrze się nakłada zarówno palcami, jak i pędzlem do masek czy właśnie drewnianą szpatułką. Warto pamiętać, że do glinek lepiej nie używać metalowych przedmiotów (do mieszania, nakładania, przechowywania). Maseczka dobrze się rozsmarowuje i trzyma skóry, nie spływa z niej, więc można w niej chodzić, a nawet mówić bez problemu. Należy trzymać ją przez ok. 15 minut, choć zdarza mi się zapomnieć i nosić ją do 25 minut. Potem trzeba ją zmyć letnią wodą, co najczęściej robię pod prysznicem. Czasem zmywam ją wacikami lub bawełnianą ściereczką: moczę wacik w letniej wodzie, odsączam nadmiar i delikatnie, aby nie porysować skóry drobinkami krzemionki, przecieram twarz, aż do uczucia czystości. Na koniec daję skórze chwilę na obeschnięcie i już suche drobinki krzemionki - które czasem uparcie trzymają się skóry - zmiatam po prostu dłonią. Jeśli nie przetrzymam maski i odczekam tyle czasu, aby jedynie lekko stężała (15 minut), a nie przyschła (25 minut) niezdecydowanie łatwiej mogę ją zmyć. Ponieważ glinki posiadają dość wysokie pH 7,59, po zabiegu można przetrzeć skórę tonikiem. 


Podczas zabiegu wyraźnie czuję lekkie mrowienie, czy też szczypanie, co jest jak najbardziej możliwym efektem, o czym informuje nas producent. Czuć, że glinka działa. W porównaniu do pozostałych dwóch maseczek glinkowych (żółtej - najmocniejszej i niebieskiej do skóry suchej) mrowienie jest najdelikatniejsze. Nie zauważyłam, aby szczypanie powodowało mocniejsze zaczerwienienie skóry, czego obawiałam się podczas pierwszego użycia. Wersja różowa Rapan Beauty nie zmniejsza też już posiadanego zaczerwienienia, które naturalnie u mnie występuje (na zdjęciu). Skóra nie jest podrażniona, ale też i nie jest rozjaśniona. Pory zostały lekko przymknięte, co widzę wyraźnie, ponieważ normalnie mam rozszerzone (skóra tłusta).

Skóra po zmyciu glinki jest bardzo miękka i miła w dotyku, absolutnie nie mam uczucia ściągnięcia czy wysuszenia. Nie mam ochoty od razu użyć kremu, wręcz często daję cerze czas na regenerację, jedynie tonizując ją mgiełką lub hydrolatem. Po samym zabiegu twarz wygląda bardzo dobrze, cera nabiera satynowego blasku, którego absolutnie nie należy mylić z błyszczeniem. To sprawia, że buzia wygląda młodziej i zdrowiej. Skóra jest oczyszczona, lekko napięta, nawilżona, a pory lekko przymknięte. Świetny efekt jak na 15 minut roboty, do tego utrzymujący się co najmniej przez kilka godzin :) 


Podsumowując maska na bazie glinek Rapan Beauty to świetny produkt dla większości cer. Naturalny, sensowny skład, dobre pochodzenie glinek i wiele badań potwierdzają jego skuteczność. Jedynie przy bardzo wrażliwej skórze warto wypróbować najpierw miniaturkę, aby sprawdzić czy mrowienie nie będzie zbyt intensywne. W następnym poście napiszę o wersji do cery tłustej (żółtej) oraz niebieskiej (suchej). Znacie te maseczki? Lubicie glinki?

Organique, recenzja peelingu, serum do ciała oraz pianki myjącej

Lubię kosmetyki naturalne, zdecydowanie lepiej działają na moją skórę czy włosy niż tradycyjne drogeryjne receptury. Pomimo trochę wyższych cen obecnie to one dominują w mojej łazience. Bardzo mnie to cieszy zresztą, choć póki co nie przekreślam też "zwykłych" kosmetyków. Czytając składy stałam się dużo bardziej świadoma i łatwiej mogę kupić produkty, które są dostosowane do mojej skóry, a co za tym idzie zwiększam prawdopodobieństwo, że się sprawdzą i nie zrobią mi krzywdy. Czasem jednak marka, która deklaruje swoją naturalność trochę nagina prawdę używając kontrowersyjnych konserwantów czy silnych detergentów. Nie zmienia to faktu, że cieszą mnie podczas używania, jednak nie lubię wprowadzania nas, konsumentów, w zakłopotanie. Aby dowiedzieć się o co chodzi zapraszam dalej.


Marka Organique uważa swoje kosmetyki za "zdrowe i naturalne" - cytat z opisu strony producenta. Dalej czytamy, że produkty to "połączenie znanych od tysięcy lat receptur z najdalszych zakątków świata oraz zdobyczy nowoczesnej kosmetologii". Obecnie praktycznie wykończyłam trzy kosmetyki tej marki: cukrowy peeling do ciała i serum z tej samej serii oraz mleczną piankę do mycia ciała, którą dostałam od Ani Aneczkablog. Używam jeszcze kilku miniaturek do twarzy z serii z dynią, ale o tym innym razem :) Opakowania mają fajną, przejrzystą szatę graficzną, choć obecnie wszystkie kosmetyki mają nowe etykiety. Widać, że marka stawia na biel i minimalizm w designie.


Organique, Kojący peeling cukrowy do ciała  Mleko kozie i liczi

"Pierwszy krok terapii łagodzącej, polecanej szczególnie dla skóry wrażliwej. Skóra po peelingu nabiera blasku, jest miękka, gładka i pachnąca. Peeling cukrowy zawiera masło Shea  i odżywczy olej sojowy, który regeneruje, chroni przed utratą wody i wygładza skórę. Dodatkowo peeling zawiera witaminę E, która jest silnym antyoksydantem oraz ekstrakt z mleka koziego (łagodzi, przyspiesza regenerację naskórka) i owocu liczi (nawilża, rewitalizuje skórę)."

Skład peelingu: SUCROSE (cukier), GLYCINE SOJA (SOYBEAN) OIL (olej sojowy, emolient, natłuszcza i chroni przed utratą wody), CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE (emolient), CETEARYL ALCOHOL (emolient), CERA ALBA (bielony wosk pszczeli, emolient), PARFUM (kompozycja zapachowa), BUTYROSPERMUM PARKII (masło Shea, odżywia i natłuszcza skórę), GLYCERIN (gliceryna, nawilża), AQUA (woda), CAPRAE LAC EXTRACT (kozie mleko, nawilża, odżywia, uelastycznia), LITCHI CHINENSIS FRUIT EXTRACT (ekstrakt z liczi, antyoksydant), TOCOPHERYL ACETATE (wit. E, antyoksydant), LIMONEN (składnik kompozycji zapachowej, może uczulać), Hexyl Cinnamal (składnik kompozycji zapachowej, może uczulać), Hydroxyisohexyl-3-cyclohexane Carboxyaldehyd (składnik kompozycji zapachowej, może uczulać). 
Uwaga, w nowej wersji zmieniły się składniki kompozycji zapachowej, a opakowanie zyskało nową etykietę. Obecnie zaraz po wit. E mamy ALFA-ISOMETHYL IONONE, CITRONELLOL, HEXYL CINNAMALDEHYDE, GERANIOL, LIMONENE, LINALOOL .


Analizując skład od razu widać, że substancje, którymi się chwali producent są w ilościach niewielkich (masło shea, mleko kozie, wit. E, liczi - wszystko już po kompozycji zapachowej, a więc w bardzo niewielkiej ilości). Podstawą jest cukier oraz olej sojowy, a także kilka innych, bezpiecznych emolientów, tworzących na skórze ochronną warstwę. Nie jest źle, choć użyte składniki kompozycji zapachowej mogą uczulać - w serii przeznaczonej do skóry wrażliwej.


Peeling ma konsystencję miękkiego masła z licznymi, zatopionymi drobinkami cukru, dzięki czemu łatwo się nabiera. Posiada naturalną barwę i ciekawy, trochę mleczno-owocowy zapach, kojarzy mi się z deserem. Opakowanie to przezroczysty, plastikowy słoik z aluminiową zakrętką. Etykieta bardzo trwała, nie niszczy się. Peeling Organique dobrze złuszcza martwy naskórek, porządnie masuje skórę. Używając go na suchą skórę jest naprawdę konkretny, dlatego ja wolę stosować go na już zwilżone ciało. Ładnie się rozprowadza, nie spływa, trzyma się skóry. Po zmyciu pozostawia przyjemną, przynajmniej dla mnie, lekko tłustą warstwę ochronną, więc balsam można pominąć. Co ciekawe bardzo lubi go także mój mąż, mówi, że skóra jest po nim bardzo miękka, nawilżona i miła w dotyku :) Kosztuje 65zł/200ml.


Organique, Pianka do mycia ciała MLEKO

"Ciekawa alternatywa dla tradycyjnego żelu pod prysznic. Ma delikatną, puszystą konsystencję i pięknie pachnie. Polecana do wszystkich rodzajów skóry. Dzięki wysokiej zawartości gliceryny roślinnej (30%) nawilża skórę podczas kąpieli, pozostawiając ją jedwabiście gładką. W kontakcie z wodą tworzą myjącą, delikatną pianę."


Skład pianki: GLYCERIN (30% składu to gliceryna, teoretycznie nawilża, jednak w takim stężeniu potrafi także dawać uczucie suchości poprzez wiązanie wody z naskórka, na szczęście tutaj ją zmywamy), AQUA (woda), SORBITOL (nawilża), SODIUM COCOYL ISETHIONATE (łagodny detergent z oleju kokosowego, substancja myjąca), DISODIUM LAURYL SULFOSUCCINATE (łagodny detergent), SODIUM CHLORIDE (sól, zagęszczacz), SODIUM STEARATE (emulgator), PARFUM (kompozycja zapachowa), PROPYLENE GLYCOL (syntetyczny glikol, nawilża, ułatwia przedostanie się innych substancji głębiej, może uczulać, kontrowersyjny), SODIUM LAURATE (syntetyczny detergent), SODIUM LAURETH SULFATE (słynne SLES, silny syntetyczny detergent, może podrażniać skórę), SODIUM LAURYL SULFATE (słynny SLS, silny syntetyczny detergent, często przesusza skórę), PHENOXYETHANOL (konserwant), STEARIC ACID (stabilizator oraz substancja renatłuszczająca), LAURIC ACID (antybakteryjny), Tetrasodium EDTA (syntetyczny chelator, zwiększa trwałość kosmetyku), Pentasodium Pentetate (syntetyczny chelator, zwiększa trwałość kosmetyku), Tetrasodium Etidronate (syntetyczny chelator, zwiększa trwałość kosmetyku), Alpha-Isomethyl Ionone, Citronellol, Hexyl Cinnamaldehyde, Limonene, Linalool - wszystkie pięć to składniki kompozycji zapachowej, mogą uczulać.
Uwaga tu też zmieniła się końcówka składu wraz z etykietą. Obecnie po Lauric Acid widnieje: CI 42080, CI 19140, PENTASODIUM PENTETATE, TETRASODIUM EDTA, TETRASODIUM ETIDRONATE, AMYL CINNAMAL, BENZYL SALICYLATE, HYDROXYISOHEXYL-3-CYCLOHEXENE CARBOXALDEHYDE, LINALOOL.

Pianka posiada więc sporo detergentów, w większości delikatnych dla skóry. Tym bardziej kompletnie nie rozumiem obecności silnego SLS oraz SLES. Jest kilka substancji syntetycznych.


Pianka posiada podobne opakowanie do peelingu, czyli przezroczysty, plastikowy słoiczek z aluminiową zakrętką. Pod spodem ma jeszcze dodatkowe zabezpieczenie ze sreberka. Zapach jest nieziemski, ale trudny do opisania. Lekko perfumowany, ale i zdecydowanie mleczny. Cudo. Konsystencja puszystej pianki, gęstej jak deser - nie uniknę tego porównania - dzięki czemu łatwo się nabiera. Można rozetrzeć ją w mokrych dłoniach lub już na wilgotnej skórze, dopiero wtedy powstanie delikatna pianka myjąca. Nie pieni się mocno, ale daje wystarczające uczucie czystości, nie czuję się po niej "niedomyta". Dzięki temu, że ją zmywamy nie wysusza skóry. Kosztuje 35,90zł/100ml, jednak jest średnio wydajna. Jeśli używa się jej często - szybko znika, ale sprawia też dużo radości i cieszy swoim niesamowitym zapachem. Idealny produkt podczas podróży - jest lekka i się nie wyleje.


Organique, Kojące serum do twarzy i ciała Mleko kozie i liczi

"Jedwabiste serum do twarzy i ciała, polecane szczególnie dla skóry wrażliwej. Wykazuje działanie kojące, wzmacniające i nawilżające skórę. Lekka, żelowa konsystencja i delikatny zapach zwiększają komfort aplikacji. Serum intensyfikuje działanie całej Terapii Łagodzącej."

Skład serum aktualny (wyrzuciłam już opakowanie, na którym był skład mojego egzemplarza, bardzo możliwe, że też się zmienił): AQUA (woda), GLYCERIN (gliceryna, nawilża), POLYGLYCERYL-4 CAPRATE (emulgator i emolient), CAPRAE LAC EXTRACT (kozie mleko, bardzo dobrze nawilża, oczyszcza i odżywia skórę), PEARL EXTRACT (ekstrakt z perły, poprawia nawilżenie, chroni i spowalnia procesy starzenia, wygładza i rozjaśnia skórę), TRITICUM VULGARE (WHEAT) GERM EXTRACT (biokompleks z kiełków pszenicy o działaniu kojąco-ochronnym; wygładza podrażnioną skórę, nawilża ją i regeneruje jej naturalną warstwę ochronną; hamuje proces zapalny i wzrost temperatury podrażnionej skóry; łagodzi reakcje alergiczne oraz podrażnienia wywołane promieniami UV, wodą z basenu, zanieczyszczeniami środowiskowymi czy goleniem; doskonale nawilża skórę), SACCHAROMYCES CEREVISIAE EXTRACT (ekstrakt z komórek Saccharomyces zawierający witaminy z grupy B oraz zestaw koenzymów; nawilża, łagodzi; przyśpiesza pobieranie tlenu, odtwarzanie tkanki łącznej, ułatwia regenerację naskórka), SODIUM HYALURONATE (nawilża), PANTHENOL (łagodzi podrażnienia), CANOLA OIL (olej z rzepaku kanadyjskiego, emolient tłusty), LITCHI CHINENSIS FRUIT EXTRACT (ekstrakt z liczi, bogaty w wit. utrzymuje nawilżenie, regeneruje), TOCOPHERYL ACETATE (wit. E), ACRYLATES/C10-30 ALKYL ACRYLATE CROSSPOLYMER (zagęstnik), XANTHAN GUM (zagęstnik), SODIUM HYDROXIDE (regulator pH),  PHENOXYETHANOL (konserwant), ETHYLHEXYLGLYCERIN (nawilża), PARFUM (kompozycja zapachowa), ALFA-ISOMETHYL IONONE, CITRONELLOL, HEXYL CINNAMALDEHYDE, GERANIOL, LIMONENE, LINALOOL (wszystkie to składniki kompozycja zapachowej, które mogą uczulać).


Serum łagodzące posiada plastikową, lekką butelkę z pompką i korkiem. Jest to bardzo wygodne i higieniczne opakowanie, jednak nie wiadomo, ile zostało produktu w środku. Serum to mleczno-przezroczysty, gęsty żel o zapachu identycznym jak peeling, tylko odrobinę słabszym. Pachnie troszkę owocowo, troszkę mlecznie. Dobrze się rozprowadza, choć przez chwilę bieli skórę, to po chwili całkowicie się wchłania. Niestety najczęściej skóra się po nim nieprzyjemnie lepi np. do ubrań. Tak samo, jeśli zaaplikuję je na nogi i mam na sobie krótkie spodenki nogi się do siebie przyklejają - irytujące. Serum to po prostu bardzo lekki, żelowy balsam, który nawilża minimalnie. Moją normalną skórę troszkę chroni przed utratą wody, ale nie mam uczucia, że wystarczająco. Organique poleca nakładać na nie jeszcze masło z tej samej serii, którego nie posiadam. Zauważyłam, że masła innych marek wklepane po serum gorzej się wchłaniają, czasem nawet wałkują. Nie jest to produkt do komfortowego użytku solo, przynajmniej u mnie. Mimo, że kosmetyk jest przeznaczony do ciała i twarzy, nigdy nie nałożyłam go na cerę, zawsze używałam tylko do ciała i ewentualnie do rąk, pod dodatkową warstwę tłustszego kremu z masłem shea. Kosztuje 45zł/100ml. Średnio wydajne, zwłaszcza, że pojemność jest niewielka.


Podsumowując dwa z trzech produktów bardzo przypadły mi do gustu i używałam ich z prawdziwą przyjemnością. Marka to ładnie pachnące kosmetyki o niespotykanych konsystencjach i genialnych opakowaniach. Jednak patrząc na ceny i składy dostrzegam pewien dysonans, co nie zmienia faktu, że chętnie poznam bliżej inne perełki. Najpierw jednak bardzo dokładnie wczytam się w składy. 
A Wy znacie Organique? Polecacie coś? Miałyście recenzowane kosmetyki?

Lass Naturals, Naturalny peeling do twarzy oraz żel aloesowy ze złotem

W listopadzie miałam przyjemność odwiedzić pierwszy stacjonarny sklep z kosmetykami naturalnymi Helfy w Warszawie. Bardzo lubię internetowe drogerie głównie ze względu na szeroki wybór produktów oraz łatwość porównania cen, jednak są rzeczy, których mi tam brakuje. To możliwość dotknięcia kosmetyku, zobaczenia go na żywo oraz sprawdzenia testera. Nie wyobrażam sobie także kupować całkiem w ciemno nowego zapachu perfum - muszę powąchać czy mi odpowiada, ponieważ opisy bywają bardzo mylące i subiektywne. Dlatego nowy sklep w Warszawie, w którym mogę kupić wiele naturalnych kosmetyków i środków czystości szalenie mnie cieszy. Dzisiaj chciałabym podzielić się opinią o peelingu do twarzy oraz żelu aloesowym indyjskiej marki Lass Naturals, które pierwszy raz widziałam właśnie w Helfy. Może produkty mają małe zgrzyty w składzie, ale mimo to jestem z nich bardzo zadowolona i kupię je ponownie.



kosmetyki-naturalne-lass

Marka Lass Naturals to kosmetyki oparte na wyciągach roślinnych, a peeling oraz żel aloesowy na pierwszym miejscu w INCI mają wodę różaną zamiast zwykłej. Zgodne z założeniami ajurwedy (medycyny indyjskiej) produkty mają za zadanie maksymalnie wykorzystać działanie roślinnych i ziołowych składników oraz przynieść jak najwięcej korzyści dla skóry. Działają kojąco, nawilżająco i poprawiają kondycję skóry. Niektóre produkty zawierają naturalne olejki eteryczne, które dodatkowo relaksują i uspokajają umysł.

kosmetyki-prosto-z-indii

Skład peelingu do twarzy Lass: woda różana (koi podrażnienia, wzmacnia cerę, szczególnie naczynkową, dostarcza cennych substancji), olej sojowy (emolient), Lanette O (certyfikowany regulator lepkości, stabilizator emulsji, inaczej alkohol cetylostearylowy, bezpieczny), Sabowax SB (mieszanina alkoholu cetearylowego, stearynianu glicerolu i kwasów tłuszczowych, tworzy emulsje z połyskiem), zmielone łupiny orzecha włoskiego (drobinki peelingujące i masujące skórę), roślinna gliceryna (humektant, nawilża), aloes (uelastycznia, nawilża, koi podrażnienia, przyspiesza gojenie), miód leśny (głęboko odżywia skórę, dostarcza jej wiele cennych substancji, nawilża), ekstrakt z papai (zawiera enzym rozluźniający martwy naskórek, używany w peelingach enzymatycznych, dodatkowo nawilża i lekko wybiela), olej z kiełków pszenicy (bogaty w wit. E zwaną witaminą młodości, uelastycznia i chroni skórę), IPM (Isopropyl Myristate; dopuszczony do używania w kosmetykach naturalnych emolient, jednak oprócz zmiękczania skóry może powodować zatykanie porów, choć tutaj jest go niewiele; poprawia także konsystencję produktu), naturalna witamina E (dodatkowo zapobiega jełczeniu olei), Zemea (Propanediol, glikol roślinny; nawilża, stabilizuje konsystencję), 2-Phenoxyethanol (popularny konserwant, nie jest naturalny, niezalecany kobietom w ciąży i dzieciom, według mnie nie powinno go tu być).

Co ciekawe na stronie Helfy oraz innych sklepów widnieje zupełnie inny konserwant (bezpieczny Potassium Sorbate) niż na moim egzemplarzu. Mam nadzieję, że producent zastąpił potencjalnie niebezpieczny składnik lepszym i obecny skład jest w pełni OK. Przekonam się, gdy kupię kolejne opakowanie :) Nie ma też roślinnego glikolu oraz ewentualnie zapychającego IPM.

peeling-morelowy-sklad
Peeling z pestek orzecha włoskiego Lass ma postać perłowego kremu, w którym zanurzone są dość ostre, choć niewielkie drobinki. Jest to peeling mechaniczny, więc działanie złuszczające martwy naskórek uzyskamy masując twarz. Możemy stopniować moc kosmetyku poprzez dobranie do własnych potrzeb odpowiedniej siły nacisku lub poprzez stosowanie go na suchą (będzie dużo mocniejszy) lub na wilgotną skórę (delikatniejszy). Peeling przyjemnie, trochę ziołowo i egzotycznie pachnie. Wymaga dokładnego spłukania, ponieważ aż za dobrze trzyma się skóry. Dzięki zawartości ekstraktu z papai można wzmocnić jego działanie enzymatyczne pozostawiając go na skórze na 5-10 minut, a dopiero potem zmywając. Peeling pozostawia skórę gładką, miękką w dotyku i oczyszczoną. Nie zapchał mnie ani nie podrażnił. Kosztuje ok. 19zł/100g i jest bardzo wydajny. Miękka tubka z korkiem na klik jest wygodna w użytkowaniu, choć przy korku produkt trochę nieestetycznie przysycha.

jak-uzywac-zelu-aloesowego

Skład żelu aloesowego z płatkami złota Lass: woda różana (koi podrażnienia, wzmacnia cerę, szczególnie polecany do naczynkowej, dostarcza cennych substancji, nadaje wspaniałego zapachu), sok z aloesu (głęboko nawilża, regeneruje podrażnienia, koi, poprawia elastyczność skóry), Gel Base (jestem bardzo ciekawa co to jest konkretnie, prawdopodobnie woda z zagęstnikami), naturalna witamina E (zwana witaminą młodości, uelastycznia i chroni skórę, jest antyoksydantem), 2-Phenoxyethanol (popularny konserwant, nie jest naturalny, niezalecany kobietom w ciąży i dzieciom, według mnie nie powinno go tu być), Gold Leaf (listki złota, stymulują regenerację naskórka, pomaga walczyć z wolnymi rodnikami, działa antybakteryjnie i przeciwzapalnie).

Ponownie nie podoba mi się zawartość Phenoxyethanolu, wolałabym bezpieczniejszy konserwant, tym bardziej, że przez swoją popularność można go znaleźć w co drugim kosmetyku.

zel-aloesowy-ze-zlotem-sklad

Żel aloesowy dzięki bazie z wody różanej obłędnie i uwodzicielsko pachnie! Połączenie świeżej róży i aloesu jest delikatne, ale i wyraziste, przez co zdecydowanie umila aplikację produktu. Można się w nim zakochać! Sam żel jest gęstawy, nie spływa z dłoni, przezroczysty, może delikatnie mętny, gdzieniegdzie widać pojedyncze płatki złota w raczej niewielkiej ilości.


dzialanie-peelingu-z-pestek-moreli

Aloes bardzo lubię i na stałe wpisał się w moją pielęgnację. Używałam do tej pory głównie koreańskich marek (Holika Holika, Mizon), ale teraz szukam czegoś z lepszym składem. Żel aloesowy zawsze nakładam na lekko zwilżoną skórę, najczęściej hydrolatem lub mgiełką diy, delikatnie wklepuję - uwielbiam to uczucie lekkiego chłodku i natychmiastowego ukojenia. Zanim jeszcze dobrze wyschnie i zdąży ściągnąć nieprzyjemnie skórę nakładam emolient np. kilka kropel oleju jojoba, konopnego lub z pestek śliwki, malin, truskawki (idealne dla tłustej lub mieszanej cery!) lub krem na noc. Aloesu najczęściej używam właśnie na noc jako jeden z etapów wieczornej pielęgnacji, choć zdarza mi się użyć go sporadycznie na dzień pod lekki krem, szczególnie gdy moja cera potrzebuje dodatkowego nawodnienia. Żel aloesowy przy zachowaniu powyższych zasad doskonale nawilża, koi, przyspiesza gojenie ranek, zadrapań czy wyprysków, przy czym zupełnie nie zapycha, nie tłuści i nie podrażnia (nie jestem uczulona na aloes). Lubię go używać również do nawilżania włosów (wcieram w lekko wilgotne włosy, a na niego nakładam emolientową maskę lub olej, mój ulubiony do cienkich włosów to olej z pestek moreli). Idealnie się spisuje po opalaniu lub goleniu, ponieważ przyspiesza regenerację skóry. Wspaniały zapach tego kosmetyku Lass sprawia, że obecnie jest to mój absolutnie ulubiony żel aloesowy, do tego bardzo wydajny. Z pewnością kupię jeszcze niejedną tubkę za 20zł/100g. Opakowanie jest miękkie, półprzezroczyste i zaopatrzone w korek na klik - wygodnie i praktycznie.


helfy-co-warto-kupic

Znacie kosmetyki Lass Naturals? Jakie są Wasze ulubione żele aloesowe lub peelingi do twarzy? Podzielcie się w komentarzu swoimi doświadczeniami :)

Sylveco, Naturalny ziołowy płyn do płukania jamy ustnej

Coraz więcej osób stawia na kosmetyki naturalne, z bezpiecznymi składami oraz bez kontrowersyjnych substancji. W tym również ja, a już zwłaszcza jeśli chodzi o pielęgnację jamy ustnej. Nie wystarczy delikatna, naturalna pasta do zębów bez SLS, fluoru, alkoholu i glikoli, taki sam powinien być również płyn do płukania ust! Zauważyłam natomiast niepokojącą tendencję do dbania o jakość kremu czy żelu pod prysznic, które nakładamy na skórę, natomiast całkowitą obojętność co do produktów spożywczych lub do mycia zębów, które możemy połknąć. Warto szukać produktów bezpiecznych także dla jamy ustnej i minimalizować ryzyko szkodliwości przy przypadkowym połknięciu. Pamiętajcie - zęby myjemy dwa razy dziennie, 14 razy w tygodniu, 60 razy w miesiącu, a w roku już 720 razy!



Sylveco, Ziołowy płyn do płukania ust 

Hypoalergiczny płyn do płukania jamy ustnej został wzbogacony w ekstrakty z ziół: szałwii, mięty, rozmarynu i goździków oraz w łagodzącą alantoinę. Skutecznie oczyszcza jamę ustną z resztek pokarmowych, a dzięki  dzięki olejkowi eterycznemu z mięty pieprzowej odświeża oddech. Zawartość ksylitolu natomiast wspomaga remineralizację szkliwa i utrzymuje prawidłowe pH. Nie zawiera alkoholu, nie podrażnia błony śluzowej, wrażliwych dziąseł i zębów.


Skład: Aqua (woda), Glycerin (gliceryna, nawilża), Sodium Bicarbonate (wodorowęglan sodu, regulator pH, usuwa płytkę nazębną, wybiela, usuwa bakterie próczniczne, działa antyseptycznie i pianotwórczo), Xylitol (cukier brzozowy, nawilża, chroni przed próchnicą), Salvia Officinalis Leaf Extract (ekstrakt z szałwii, działa antyseptycznie, ściągająco i ochronnie), Mentha Piperita Leaf Extract (ekstrakt z mięty, odświeża oddech, działa odkażająco, lekko znieczulająco, chłodzi), Rosmarinus Officinalis Leaf Extract (ekstrakt z rozmarynu, łagodzi i koi), Eugenia Caryophyllus Flower Extract (ekstrakt z goździków, odświeża oddech na długo, łagodzi ból, wzmacnia), Allantoin (alantoina, łagodzi podrażnienia, przyspiesza gojenie drobnych ranek), Sodium Benzoate (bezpieczny konserwant, dodawany nawet do żywności), Citric Acid (kwas cytrynowy, regulator pH), Cocamidopropyl Betaine (łagodny detergent, tworzy pianę), Mentha Piperita Oil (olejek eteryczny z mięty, silnie odświeża, koi, chłodzi, posiada również naturalne właściwości antybakteryjne).


Płyn do płukania Sylveco można kupić w dwóch pojemnościach: 100 ml kosztuje ok. 10zł, 500 ml zaś w granicach 14-17zł. Oczywiście zdecydowanie bardziej opłaca się kupić dużą butlę. Tekturowe, miłe dla oka opakowanie kryje w sobie niebieską butlę z grubego, porządnego plastiku. Korek jest odkręcany. Do zestawu dołączono wygodny dozownik płynu z miarką.



Płyn do płukania ust Sylveco posiada naturalny, łagodny skład, w którym każdy dosłownie składnik ma rację bytu i przemyślaną funkcję. Produkt zawiera naturalne substancje o działaniu antybakteryjnym oraz antyseptycznym, a także wodorowęglan sodu utrudniający osadzanie się płytki nazębnej. Całość wzbogacono o cenne dla jamy ustnej ekstrakty roślinne, a działanie odświeżające powierzono niezawodnemu olejkowi eterycznemu z mięty. Dlaczego tak się zachwycam? Jeszcze do niedawna byłam zmuszona robić własny płyn do płukania DIY, który zawierał... głównie ksylitol, olejek eteryczny z mięty oraz goździka, a także wyciąg z szałwii. Byłam z niego bardzo zadowolona, choć się nie pienił. Jednak ze względu na brak konserwantów robiłam co tydzień niewielkie porcje, a więc bardzo często i bywało to uciążliwe. Teraz mam Sylveco, a na zużycie aż 6 m-cy od otwarcia.


Ziołowy płyn do płukania jamy ustnej jest całkowicie bezbarwny, to opakowanie jest niebieskie - zresztą w składzie nie ma zbędnych barwników. Pachnie delikatnie, głównie naturalną miętą, nie wyczuwam innych ziół. Podczas płukania wytwarza dużo piany, dlatego nie nalewam go dużo, max. 5-10 ml. Z tego też względu jest dość wydajny (przy dwóch osobach wystarcza na 1-2 miesiące, w zależności od częstości używania). Płyn posiada łagodny smak, lekko słodki i miętowy. Nie powoduje pieczenia czy szczypania, wręcz daje uczucie ukojenia, zwłaszcza przy podrażnieniach np. dziąseł. Po jego użyciu nie ma uczucia nieprzyjemnego wysuszenia i ściągnięcia w buzi. Jama ustna jest odświeżona, zregenerowana, a ból np. wyżynającego się zęba (pozdrawiam moją ósemkę) po użyciu płynu wydaje się lekko złagodzony. Jednocześnie mam pewność, że bakterie zostały w naturalny sposób wypłukane bez szkody dla mojego organizmu. Także zęby wydają się odrobinę jaśniejsze odkąd go używam, ale to już tylko miły dodatek do całości.



Podsumowując jestem miło zaskoczona płynem Sylveco i żałuję, że tak późno po niego sięgnęłam. Wiem, że będzie to kolejny kosmetyk tej marki, który na stałe zagości w mojej łazience. Znacie ten płyn?

Biolove, Lekki naturalny balsam do ciała w sprayu Malina

Uwielbiam kosmetyki Biolove ze względu na ich dobre składy, zapachy i łatwą dostępność, choć wiem, że dla wielu z Was jest to akurat utrudnieniem. Markę można kupić wyłącznie w sieci drogerii Kontigo, którą mam blisko pracy. Oczywiście sieć obecnie posiada również sklep internetowy, ale nie czarujmy się - obsługa pozostawia wiele do życzenia i w ostatnich tygodniach wzbudza coraz więcej kontrowersji. Pozostanę więc przy sklepach stacjonarnych, tym bardziej, że częste promocje w Kontigo zachęcają.



Wiele osób lubi dość ciężkie, tłuste masła i musy Biolove czy Nacomi (ten sam producent, skład, a nawet zapachy), ale wiem, że czasem szukamy lżejszych, łatwo wchłaniających się produktów.  Mało kto jeszcze wie, że Biolove posiada lekki balsam do ciała w atomizerze i właśnie o nim dzisiaj napiszę.


malinowy-lotion-biolove

Biolove, Body Lotion, Balsam w sprayu do ciała Malina

Lekki balsam, który długotrwale nawilża i odżywia skórę. Skład został wzbogacony w olej sojowy oraz kokosowy.

biolove-opakowanie-body-lotion-malina

Opakowanie balsamu jest bardzo poręczne i wygodne. Zostało zaopatrzone w korek i atomizer, dzięki któremu łatwo i szybko można nałożyć balsam na duże powierzchnie skóry, a jednocześnie także precyzyjnie. Kosztuje ok. 25 zł/150ml, ale często jest w promocji. Etykieta jest trwała, nie niszczy się podczas używania produktu. Do kupienia jest również wariant o zapachu kokosowym.

sklad-lotionu-biolove

Skład: oparty o wodę oraz olej sojowy i kokosowy. Po konsystencji widać, że wody jest dużo. Następnie mamy nawilżającą glicerynę i łagodzący podrażnienia panthenol, odmładzającą i zmniejszającą utlenianie olei witaminę E, emolienty, kompozycję zapachową, konserwanty oraz wyróżnione, zgodnie z prawem, poszczególne składniki zapachowe (które mogą uczulać). Szczegóły na zdjęciu powyżej.

malinowy-balsam-biolove

Skład jest prosty i przy odrobinie umiejętności możemy zrobić podobny balsam w domu - co jest zarówno zaletą (cenowo wychodzi wielokrotnie taniej, możemy użyć innych olei czy składników zapachowych), jak i wadą (potrzeba do tego wolnego czasu, musimy dobrać odpowiednie proporcje i posiadać składniki). Osobiście nie chciałoby mi się, skoro mogę kupić gotowy produkt i to o obłędnym zapachu, w dodatku w idealnym i wygodnym opakowaniu :)

biolove-lekki-balsam-do-ciala

Balsam posiada lekko kremowy kolor i genialny zapach, który szczerze uwielbiam! Kojarzy mi się z gumą Mambą, soczystymi owocami, choć nie jest w pełni naturalny. Dosłownie mogłabym go non stop wąchać i bardzo cieszy mnie fakt, że jest całkiem trwały, nie ulatnia się zbyt szybko. To jest dokładnie ten sam zapach, który posiadają musy Nacomi i Biolove, więc jeśli je znacie na pewno wiecie o co chodzi :)


naturalny-balsam-biolove

Konsystencja lotionu Biolove jest niezwykle lekka, żeby nie napisać wręcz wodnista. Dzięki temu bardzo szybko się wchłania, nie pozostawia białych smug ani tłustej warstwy na skórze. Atomizer umożliwia aplikację balsamu na większą powierzchnię skóry - jeżeli spryskamy ją z daleka lub mniejszą - z bliska. Bardzo lubię ten moment po prysznicu, gdy nareszcie mogę użyć body lotionu Biolove - wiem, że czeka mnie zapachowa uczta i brak konieczności czekania, aż produkt się wchłonie. Warto wspomnieć, że kosmetyk jest bardzo wydajny - mam go od kilku miesięcy i sporo jeszcze zostało :)

lekka-konsystencja-biolove

Lekkiego balsamu używam w zasadzie na różne sposoby. Najczęściej po prysznicu na wilgotną jeszcze lub całkiem suchą skórę - w każdym przypadku bardzo szybko się wchłania i nie tłuści ubrań. Uwielbiam używać go także do dłoni w ciągu dnia, ponieważ od razu mogę wrócić do przerwanej czynności i wiem, że nie zostawię śladów na papierze czy klawiaturze. Tak lekka konsystencja bardzo delikatnie nawilża i odżywia skórę, choć wyraźnie czuć różnicę. Skóra jest elastyczniejsza i pachnąca. Przy normalnej skórze ta lekkość może być wystarczająca, natomiast przy bardzo suchej efekt będzie słabszy.
Kilka razy sprayu użyłam także jako spłukiwanej odżywki do włosów - pięknie potem pachniały i dobrze się rozczesywały, a jednocześnie nie były oklapnięte. Zdarza mi się także użyć go do stóp, szczególnie jeśli szukam dodatkowego nawilżenia. Wtedy po rozsmarowaniu lekkiego balsamu od Biolove nakładam dodatkową warstwę bardziej emolientowego kremu do stóp i zauważyłam, że twarda skóra lepiej i szybciej się wtedy regeneruje.


biolove-kosmetyki-naturalne

Uwielbiam malinowy body lotion Biolove. Uważam, że to jeden z bardziej uniwersalnych, cudownie pachnących kosmetyków jakie miałam! Znacie Biolove?

Jak pielęgnować tłustą skórę, nawilżanie i oczyszczanie

Zapraszam Was dzisiaj na drugą część serii dotyczącej pielęgnacji tłustej skóry. Wszystko czego się nauczyłam przetestowałam na sobie, sprawdziłam i przekazuję dalej. Nie ma jednak pewności, że to samo sprawdzi się u każdego, ponieważ każda skóra jest inna, ma trochę inne wymagania i potrzeby. Warto jednak zwrócić uwagę na kilka rzeczy, szczególnie na to, czego szukać w kosmetykach, a których składników unikać przy pielęgnacji tłustej cery.





Kwas migdałowy w pielęgnacji tłustej i mieszanej cery

Odkąd pierwszy raz użyłam serum z kwasem migdałowym i zobaczyłam rezultaty regularnie robię kwasową kurację jesienią i zimą. Kwas migdałowy jest jednym z najbezpieczniejszych, a jednocześnie skutecznych składników. Kwasy złuszczają, oczyszczają i pomagają głębiej wnikać innym substancjom. Skóra dzięki nim jest gładsza, pojawia się mniej zaskórników czy krostek, wygląda młodziej. Na początek warto postawić na bardzo niskie stężenia i z czasem przyzwyczaić skórę do mocniejszych dawek.



Nawilżenie jest najważniejsze!

Mając tłustą cerę można wpaść na "genialny" pomysł, że trzeba ją za wszelką cenę zmatowić albo wysuszyć. Niestety nie jest to dobrym pomysłem, ponieważ cera "dostaje" wtedy sygnał, że produkuje... za mało sebum, więc zaczyna jeszcze bardziej się przetłuszczać. Tworzy się błędne koło, sprawdziłam na sobie :) O wiele lepsze rezultaty daje dobre nawilżenie cery oraz używanie olei naturalnych, które posiadają skład bliski składowi naszego sebum. Wtedy cera "dostaje" informację, że poziom nawilżenia i ochrony jest optymalny, nie ma nadprodukcji sebum, nie ma nienaturalnie rozszerzonych porów. Tutaj z pomocą przybywa albo pielęgnacja "na mokro" (opisana w pierwszej części serii - każdy kolejny kosmetyk nakładamy na wilgotną skórę) albo wieloetapowa.



Demakijaż a oczyszczanie skóry

Bardzo często podczas różnych babskich rozmów wychodzi na jaw, że wiele osób myli te dwa pojęcia. Demakijaż służy tylko i wyłącznie usunięciu makijażu, nie oczyszcza skóry, jedynie powierzchownie usuwa podkład, tusz itd. Służą do tego płyny i wody micelarne (moje ulubione, nietłuste), płyny dwufazowe oraz mleczka (często mają skład niekorzystny dla cery tłustej!), a także olejki (tutaj warto szukać jak najbardziej naturalnych).
Oczyszczanie skóry jest kolejnym etapem po demakijażu. Ma za zadanie domyć skórę z resztek rozpuszczonych uprzednio kosmetyków oraz sebum czy kurzu. Służą do tego głównie żele i pianki, które zmywamy wodą. Potem przecieramy twarz tonikiem, aby przywrócić właściwe pH, a dopiero potem nakładamy pielęgnację.

Na co zwrócić uwagę podczas oczyszczania skóry?

  1. Używamy delikatnych środków myjących, które są skuteczne, a nie wysuszają cery (bez SLS, SLES i pochodnych).
  2. Olejki myjące (te bez parafiny) są bardzo skuteczne, choć nie każdy musi je polubić.
  3. Żele oczyszczające zawsze dokładnie spłukujemy wodą, najlepiej letnią.
  4. Szczególnie dobrze sprawdza się oczyszczanie dwuetapowe czyli olejek+pianka, olejek+żel, żel+pianka.
  5. Produkty do oczyszczania służą do oczyszczania - nie nawilżą skóry, ponieważ je zmywamy. Przy wyborze skupmy się na skuteczności, a jednocześnie delikatności produktu, a nie zawartości stu substancji, z których i tak skóra nie skorzysta.
  6. Po oczyszczeniu zawsze tonizujemy skórę, przywracając jej właściwe pH.

Czego unikać przy tłustej i mieszanej cerze?

Odpowiedź wcale nie jest taka prosta, ponieważ każda cera jest inna. Ogólnie można powiedzieć, że najlepiej unikać wszystkiego co wysusza (np. alkohol, SLS, SLES) oraz co nadmiernie przetłuszcza (parafiny, nieodpowiednio dobrane emolienty, tłuste kremy). Także niektóre składniki naturalne nie służą cerom tłustym - choćby olej kokosowy lub olej z awokado. Przy pielęgnacji tłustej cery ważna jest równowaga i ciągła obserwacja. Po jakimś czasie poznamy naszą cerę na tyle, że będziemy doskonale wiedzieć co nam nie służy.

Warto również ograniczyć do minimum dotykanie skóry brudnymi rękami - np. drapiąc się przenosimy na nią bakterie i zanieczyszczenia, które następnie zatykają pory. Warto także częściej prać wszystko co dotyka twarzy - poszewki na poduszki, szaliki. Także do osuszania buzi dobrze mieć oddzielny ręczniczek lub używać ręcznika jednorazowego papierowego.


Składniki dobre dla skóry tłustej i mieszanej

OK, w takim razie czego szukać w kosmetykach? U mnie cenne okazały się:
  1. Kwasy - migdałowy, salicylowy, glikolowy, ale w bezpiecznym stężeniu. 
  2. Niacynamid (wit. B3), który dobrze zwęża pory i pomaga regulować wydzielanie sebum. 
  3. Kwas hialuronowy oraz aloes - nawilżają, a nie przetłuszczają. 
  4. Glinki w formie maseczek, najbardziej oczyszcza zielona i czarna, ale tak naprawdę wszystkie kolory są warte poznania.
  5. Korund lub peelingi korundowe (np. Nacomi) - dobrze oczyszczają i odblokowują pory.
  6. Ekstrakty roślinne np. szałwia, mięta, jabłko, pokrzywa, zielona herbata, rozmaryn, rumianek - oczyszczają, tonizują, działają przeciwzapalnie i pomagają regulować wydzielanie sebum.
  7. Oleje naturalne, szczególnie te "niezapychające" (np. konopny, z wiesiołka, z orzecha włoskiego).
  8. Witamina C, rozjaśnia i oczyszcza cerę.
  9. Mleczan sodu, zmiękcza warstwę rogową naskórka i złuszcza.
  10. Olejki eteryczne, które działają odkażająco i regulują wydzielanie sebum.
  11. Panthenol i alantoina, koją podrażnienia i przyspieszają gojenie.



Podkład na co dzień do cery tłustej i mieszanej

Tutaj jestem rozdarta, ponieważ stosuję dwa zupełnie różne sposoby podejścia do tematu! Przede wszystkim uwielbiam podkłady sypkie mineralne i mam ich całkiem sporo (różnych marek i odcieni). Bardzo je lubię, przy dwóch cieniutkich warstwach dają idealne krycie, są leciutkie, nie zapychają skóry, lekko ją matują, są najbardziej neutralne. Jednak... nałożenie ich zajmuje mi dwa razy więcej czasu niż tradycyjnego kremu BB lub płynnego podkładu, a rano czasu mam mało. Dodatkowo minerały nie ukrywają rozszerzonych porów.
W związku z tym mimo miłości do minerałów na co dzień używam koreańskich, silikonowych kremów BB lub choć rzadziej - tradycyjnych drogeryjnych podkładów. Przede wszystkim nałożenie tych produktów to dosłownie chwilka, zwłaszcza przy jednej cienkiej warstwie, która zwykle mi wystarcza. Po drugie silikon ukrywa pory, taka jest prawda i jest to jak najbardziej pożądany efekt, dlatego że czegokolwiek byśmy z cerą nie robili nie da się "usunąć" porów całkowicie - to naturalna budowa skóry, są jej potrzebne. Mimo silikonowych podkładów moja cera nie wygląda źle, a to dlatego, że szczególnie przykładam się do demakijażu i oczyszczania skóry. Nigdy nie idę spać z podkładem, choćby nie wiem co się działo i jakbym była zmęczona - muszę wszystko zmyć ze skóry i kropka. Przy dobrym oczyszczanie skóra nie powinna ucierpieć, dlatego jeśli pojawia się kaszka lub zaskórniki zacznijmy od modyfikacji sposobu oczyszczania cery lub przyjrzyjmy się składowi podkładu - jeśli jest tam zbyt wiele silikonów i sztucznych emolientów (parafin) lepiej go wyrzucić lub zostawić na specjalne okazje, a na co dzień kupić lżejszy produkt.


Koniecznie dajcie znać czy patrzycie na składy swoich kosmetyków i szukacie w nich cennych substancji czy też macie pełne zaufanie do opisów na opakowaniu? Z mojego doświadczenia często wynikało, że niektóre kosmetyki przeznaczone stricte do cery tłustej w rezultacie pogarszają jej stan!
Moje zdjęcie
CosmetiCosmos
Witaj na CosmetiCosmos.pl! Mam na imię Aneta i od kilku lat interesuję się kosmetykami i ich składami, szczególnie naturalnymi. Szukam prawdziwych perełek, lubię polskie manufaktury, kręcę też własne kremy. Interesują mnie także eko środki czystości. Mam nadzieję, że znajdziesz tu coś ciekawego dla siebie (polecam wyszukiwarkę). Kontakt ze mną: cosmeticosmos@gmail.com

Jestem tutaj