Dziś będzie o peelingu i to nie byle jakim. Orientana przygotowała dla swoich klientek produkt wyjątkowy, prosto z egzotycznych Indii. Ten konkretny kosmetyk zaskoczył mnie pod wieloma względami, głównie pozytywnie. Lubię naturalne produkty, w których szkodliwa chemia jest użyta w ilościach minimalnych, a najlepiej wcale. Jednakże takie kosmetyki różnią się znacznie od drogeryjnych, do których jesteśmy przyzwyczajone. Można je pokochać albo znienawidzić.
Orientana, Naturalny peeling do ciała z masłem shea Róża japońska i geranium
Przeznaczenie: Wygładzenie skóry. Producent zapewnia pielęgnację, wygładzenie i nawilżenie.
Wygląd i zapach: Różowa, no cóż, maź, w której są zawieszone liczne kryształy soli i cukru. Pod wpływem ciepła dłoni maź się rozpuszcza i staje bardziej lejąca, co ułatwia aplikację na skórę. Zapach jest zaskakujący, ponieważ niewątpliwe wyczuwam w nim różę, ale nie jest to sztuczny zapach, do którego jestem przyzwyczajona. Na opakowaniu wyczytałam, że produkt zawiera olejek z Rosa Rugosa, czyli z róży pomarszczonej, zwanej także japońską - tej samej, którą możecie spotkać na wszelkich skwerach, w parkach, na rondach i przy ulicach w... Polsce. Na pewno ją znacie i być może nawet wąchałyście :) Oprócz róży peeling zawiera jeszcze olejek z Geranium czyli... pelargonii tzw. pachnącej. Połączenie tych dwóch silnych zapachów jest dość zaskakujące i nieoczywiste, trochę trzeba do niego przywyknąć. Dla mnie jest przyjemne, ale potrafię sobie wyobrazić, że może się też nie spodobać.
Skład: Sól, cukier, sól himalajska, masło shea, masło kakaowe, sól
gorzka, soda oczyszczona, olejek z róży japońskiej, gliceryna, olejek z
oliwek, sok z aloesu, Isopropyl Myristate, olejek geraniowy, olejek
jojoba , olejek z kiełków pszenicy, olej z nasion winogron, wit E (spisany z opakowania; co ciekawe na stronie producenta widnieje odrobinkę inny skład). Nie zawiera PEGów, parafiny i parabenów.
Opakowanie i cena: Białe, plastikowe pudełeczko, zabezpieczone folią (mamy pewność, że nikt w nim nie gmerał). Naklejane etykiety są trwałe. Cena 40zł/200g.
Moim zdaniem: Peeling solno-cukrowy to idealne połączenie, które świetnie się sprawdza pod prysznicem. Wystarczy nałożyć produkt na mokre ciało, pomasować i cieszyć się jego niebanalnym zapachem oraz działaniem. Działanie peelingujące jest jak najbardziej wyczuwalne. Niebywałą zaletą produktu jest to, że zostawia na skórze pielęgnującą warstwę, niezbyt tłustą i najzwyczajniej w świecie można sobie spokojnie darować balsam czy mleczko. Po peelingu skóra jest przyjemnie i dość długo pachnąca, silnie nawilżona, miękka w dotyku i po prostu zadbana.
Na zdjęciach poniżej możecie zobaczyć jak peeling rozpuszcza się pod wpływem ciepła dłoni (masło shea) oraz jaką zostawia warstewkę ochronną na skórze (polałam dłoń wodą, stąd te kropelki).
Podsumowanie: Naturalny peeling od Orientany to świetne rozwiązanie polegające na połączeniu soli i cukru.
Przypadł mi do gustu zarówno zapach jak i przyjemnie pachnąca pielęgnacyjna warstewka, którą zostawia na skórze, dzięki czemu mogę ominąć smarowanie się kolejnymi mazidłami. Mimo że nie lubię zazwyczaj takich warstw, tutaj mi nie przeszkadza, ponieważ nie klei się, a jedynie otula skórę.
Zapach towarzyszy mi dość długo, co umila wyciszanie się i zasypianie.
Skład jest genialny, samo dobro. Skóra po użyciu tego cuda jest mięciutka, milutka, nawilżona, lekko natłuszczona. Wydajność też jest w porządku, nie trzeba go dużo nakładać, aby uzyskać upragniony efekt. Jest wręcz idealny do stosowania zwłaszcza jesienią i zimą, czyli... teraz :)
Znacie Orientanę? Ja już tak i mam ochotę na więcej!