Sally Hansen, Dries Instantly, top coat, wysuszacz lakieru

Jak zapewne wiecie uwielbiam malować paznokcie. Lubię często zmieniać kolorki, może nie codziennie, ale raz na kilka dni na pewno, minimum dwa razy w tygodniu staram się znaleźć czas na malowanie. Bardzo pomaga mi w tym dzisiejszy bohater, który mimo wad pokazał mi nową jakość, nowe możliwości i zaoszczędza mój czas. Zapraszam.

Sally Hansen
Dries Instantly
Top Coat
Wysuszacz lakieru/Przyspieszacz wysychania lakieru


Top Coat kupiłam za 10 zł w sklepie internetowym. W drogeriach stacjonarnych trzeba za niego zdecydowanie więcej zapłacić. Buteleczka jest dosyć spora, bo zawiera aż 13,3 ml produktu.


Z tyłu opakowania mamy sposób użycia i skład.


 Informacje są bardzo zachęcające. Wystarczy pomalować paznokcie dowolną liczbą warstw lakierem kolorowym, odczekać co najmniej minutę, a następnie nałożyć jedną warstwę Top Coatu. Zazwyczaj ta jedna warstwa w zupełności wystarczy.


 Buteleczka jest standardowo przezroczysta, więc doskonale widać ile preparatu nam zostało. Ma zabawny kształt, od dołu przypomina półksiężyc.


Pędzelek jest średnio szeroki, bardzo wygodny. Łatwo pomalować nim paznokcie. Tworzy na lakierze kolorowym twardą, błyszczącą warstwę. Może nie wysusza w 30 sekund, ale po 3-5 minutach mamy już całkowicie utwardzony lakier, nawet jeśli o coś zahaczymy nic się nie stanie.


 Początkowo top coat jest dość rzadki i bardzo ładnie pokrywa paznokcie. Idealna konsystencja sprawia, że nie rozpływa się na boki, nie spływa na skórki i nie tworzy smug czy bąbelków. Nie ma najmniejszego znaczenia na jaki lakier go nakładamy, wszystkie schną tak samo szybko. Zdecydowanie przedłuża trwałość lakieru, który się nie ściera i nie odpryskuje tak łatwo, nawet gdy wykonujemy domowe prace np. zmywanie garów czy pranie. Warto pomalować nim końcówki. W dodatku paznokcie ładnie błyszczą i są twarde jak skała.


Niestety mniej więcej w połowie buteleczki (u mnie po kilku miesiącach) zaczyna gęstnieć, co utrudnia ładne nałożenie go na lakier. Przy skórkach tak jakby się "ściągał" i zostawiał kawałeczek lakieru bez ochrony (mimo, że ten fragment też pomalowałam). Może niektórym to nie przeszkadza, ale ja chyba mam w sobie coś z perfekcjonistki i mnie to niesamowicie denerwuje.W tym momencie też zdecydowanie gorzej sobie radzi z odpryskami.
Gdy zostaje ok. 1/4 buteleczki preparat jest już do wyrzucenia, tworzy bowiem denerwujące, ciągnące się nitki, nierównomiernie się nakłada, nie przedłuża już tak trwałości. Trzeba się z tym liczyć. Kupiłam SH Insta Dri, ale już widzę, że może z nim być podobnie.


Na zdjęciu powyżej trochę widać nierówności. Niestety nie widać jak trzeba się namęczyć, aby pomalować nim w ogóle paznokcie (1/3 buteleczki).



Myślę, że za 10 zł warto go wypróbować, ale nie ma się co sugerować datą przydatności, tzw. słoiczkiem, który informuje, że preparat jest dobry do użytku przez 24 m-ce, gdyż po pół roku gęstnieje. Mimo wszystko nie wyobrażam już sobie bez podobnego produktu malowania paznokci, tym bardziej, że cenię swój czas :)

Znacie jakieś warte wypróbowania wysuszacze?

DIY: Serum do cery mieszanej i serum na końcówki

Ostatnio miałam za zadanie wykombinowanie serum do cery mieszanej, a czasu na eksperymenty malutko. Pierwsze próby z nowym emulgatorem spełzły na niczym, sporo nerwów i czasu zmarnowałam, ale tak bywa. Grunt to się nie poddawać i próbować dalej. Za trzecim razem wyszło mi to czego oczekiwałam. Mimo wszystko serum wyszło dwufazowe, w niczym to nie przeszkadza, jedyne czym się różni od zwykłego serum to konieczność wstrząśnięcia przed użyciem :)



Przepis na serum do cery mieszanej




Jak zrobić serum do twarzy

Postępujemy standardowo, odsyłam do poprzednich wpisów diy np. tutaj. Ważne, aby pamiętać, że fazę dodatków dodajemy już na sam koniec po przestudzeniu mikstury.


Dlaczego takie składniki do cery mieszanej

Olej jojoba/z pestek moreli: nie zostawia tłustej warstwy, reguluje wydzielanie sebum, uelastycznia, zmiękcza, odżywia, wygładza skórę. Włosy: chroni przed czynnikami zewnętrznymi, nawilża, dodaje blasku, uelastycznia.

Witamina B3: reguluje sebum, nawilża, zwiększa syntezę kolagenu. Włosy: poprawia kondycję włosów, wzmacnia je.

Witamina B5: nawilża, zmiękcza, łagodzi podrażnienia, przyspiesza gojenie ranek, wzmacnia skórę. Włosy: uelastycznia, nawilża, nadaje połysk, zmniejsza rozdwajanie końcówek.

Ekstrakt z mandarynki: nawilża, rozjaśnia przebarwienia, delikatnie złuszcza, zmiękcza, ujędrnia, uelastycznia, odżywia skórę. Włosy: zamyka łuski włosa, dodaje blasku, zmiękcza.

Koenzym Q10: opóźnia starzenie skóry, działa przeciwzmarszczkowo, regeneruje, głęboko wnika w skórę. Uelastycznia, ujędrnia, nawilża. Włosy: silnie nawilża, chroni przed UV, regeneruje.

Kwas hialuronowy 1,5%: nawilża, ujędrnia, łagodzi, wygładza, uelastycznia skórę. Włosy: tworzy film, nawilża, wygładza.

Wygląd:
Konsystencja wyszła dość lekka i rzadka, dwufazowa. Przed użyciem należy serum porządnie wstrząsnąć. Kolor po zmieszaniu ma jasnożółty, trochę mleczny, przed zmieszaniem dół jest mlecznożółty, góra olejowa. Zapach zostawiłam naturalny, lekko ziołowy, choć wyczuwam też koenzym Q10, a to dość charakterystyczna woń. Można dodać jakieś olejki zapachowe, aczkolwiek ja do twarzy nigdy tego nie robię, aby uniknąć ewentualnych uczuleń lub podrażnień.

Przepis na serum na końcówki włosów




Działanie:
Serum do skóry mieszanej: u mnie serum zostawia na skórze lekką warstwę, więc chyba lepiej używać go na noc. Rano skóra jest nawilżona, rozświetlona, wygładzona i zregenerowana. Suche partie są ukojone i głęboko nawilżone, natomiast tłuste produkują mniej sebum, a pory są zmniejszone.
Serum na końcówki: kilka kropel wcieramy w wilgotne włosy. Końcówki są dobrze zabezpieczone przed nadmierną utratą wilgotności, nawilżone i odżywione, dodatkowo chronione przed szkodliwym promieniowaniem. Włosy się nie puszą, są wygładzone, miękkie i lśniące.

Robiłyście kiedyś same serum?
Najprostsze z możliwych to zmieszanie kwasu hialuronowego z dowolnym olejem i nałożenie tego na skórę na noc. Rano efekt gwarantowany :)

bioIQ, Żel pod prysznic

Wiecie, że lubię polskie firmy? Polskie naprawdę dają radę! Jakiś czas temu oglądałam "Panią Gadżet" (a co tam, czasem lubię sobie popatrzeć co ciekawego ludzie wymyślają ;) i mowa była o kosmetykach. Nie byle jakich, bo bardzo dobrych jakościowo.
Czym wyróżnia się marka bioIQ? Kosmetyki zawierają składniki z upraw ekologicznych (prawie 100% składu jest pochodzenia naturalnego) i są certyfikowane oraz nie są testowane na zwierzakach. Wszystko to bardzo do mnie przemawia, postanowiłam więc wypróbować ich działanie na sobie. Kupiłam żel pod prysznic. Jak się spisał? Zapraszam!



bioIQ, Żel pod prysznic organiczny

Żel znajduje się w standardowej plastikowej, miękkiej tubce, a raczej tubie. Szata graficzna podoba mi się, bo jak już niejednokrotnie wspominałam lubię minimalizm. Tubka swobodnie stoi "na głowie", nie przewraca się. Korek bardzo dobrze trzyma, a przy tym łatwo się otwiera. Trochę się brudzi, co widać na zdjęciu niżej, ale mi to nie przeszkadza, bo jest powszechne.
Kosztuje 30zł/200ml, a więc niemało jak na myjadło. Dostępny jest chyba głównie przez internet np. na stronie producenta.


Z tyłu mamy... naklejkę w języku polskim. I tu mam twardy orzech do zgryzienia, ponieważ na tubce wyraźnie jest napisane "Made in France for BIO IQ" czyli wyprodukowano we Francji dla BIO IQ. Trochę mnie to zaskoczyło, podczas zakupów niczego takiego nie wyczytałam. Dopiero po dokładniejszym przestudiowaniu strony internetowej natrafiłam na info, że "BIO IQ to w 100% polska marka produkująca swoje kosmetyki we francuskich i duńskich laboratoriach", związane jest to ze sprostaniem "rygorystycznym wymogom renomowanej organizacji ECOCERT, certyfikującej kosmetyki organiczne". Mam nadzieję, że dożyję czasów kiedy i u nas bez problemu będzie można sprostać tym strasznym wymaganiom! Wolałabym, aby kosmetyki były także produkowane w Polsce, na pewno się da.


Naklejka owa jest bardzo słabej jakości, już podczas pierwszego użycia żelu namokła i wygląda słabo, jednak jaka to za różnica, przecież zawartość tubki jest ważniejsza :) Mamy tu bardzo podstawowe informacje oraz sposób użycia.
Ze strony internetowej natomiast dowiemy się więcej, m.in. tego, że żel jest bezpieczny dla kobiet w ciąży i podczas laktacji.


Skład: zaraz po wodzie mamy Pinus Sylvestris Leaf Water (wyciąg z igieł sosny zwyczajnej, działa antybakteryjnie, grzybobójczo, odświeża, orzeźwia, ma działanie aromaterapeutyczne), następnie Cocamidopropyl Betaine (substancja myjąca łagodna dla skóry i błon śluzowych, pianotwórcza), Sodium Chloride (sól, usuwa nieprzyjemny zapach, wpływa na konsystencję), Glycerin (gliceryna, nawilża, w zbyt dużej ilości może wysuszać), Mel (organiczny miód, nawilża, odżywia, regeneruje, łagodzi podrażnienia, goi rany, zmiękcza, wygładza, uelastycznia, działa antybakteryjnie, przeciwzapalnie i energizująco), Argania Spinosa Kernel Oil (olej arganowy, antyoksydant, regeneruje, odżywia, nawilża, działa przeciwzmarszczkowo, uelastycznia, wzmacnia, chroni skórę przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi), Acacia Senegal Gum (guma arabska; zagęstnik), Xanthan Gum (guma ksantanowa, zagęstnik), Olive Oil Polyglyceryl-6 Esters (estry z oliwy z oliwek; emolient, nawilża), Isopropyl Palmitate (emolient suchy; tworzy film na skórze, dale kosmetykowi poślizg, lepiszcze), Salicylic Acid (kwas salicylowy, kwas BHA; oczyszcza pory skóry, złuszcza, działa przeciwzapalnie, zmniejsza blizny, pobudza odmowę komórek), Sodium Benzoate (konserwant), Potassium Sorbate (konserwant), Citric Acid (kwas cytrynowy, kwas AHA; regulator pH, złuszcza, rozjaśnia skórę), Parfum (zapach), D-limonene (imituje zapach skórki cytrynowej).


Żel jest całkowicie przezroczysty i bardzo lejący, trzeba uważać, żeby nie przeciekł przez palce. Ma bardzo charakterystyczny zapach, na pierwszy plan zdecydowanie wybija się sosna, ale gdzieś w tle czuję kwiaty i delikatne cytrusy. Jest to jeden z tych zapachów, które od razu przywodzą na myśl naturę i od razu czuć, że nie jest sztuczny.


Żel ładnie się pieni, choć niezbyt obficie to jednak wystarczająco, aby mieć poczucie dobrze oczyszczonej skóry. Sosnowy zapach dłuższą chwilę utrzymuje się na skórze po prysznicu, przez co mam wrażenie jakbym dopiero co myła się w leśnym potoku - to bardzo przyjemne uczucie, jakbym była co najmniej jakąś nimfą :) Daje uczucie świeżości i rześkości, świetnie się sprawdza w lecie. Przy tym jest bardzo delikatny, nie wysusza i nie podrażnia skóry, nawet mocno opalonej. Szybko się spłukuje. Wydajność jest moim zdaniem średnia.

W dodatku uwielbiam myć nim włosy! Po żadnym szamponie nie są one aż tak bardzo miękkie, gładkie, puszyste i podatne na układanie, a przy tym czyste. Poza tym zapach jest bardzo uniwersalny, nadaje się zarówno dla kobiet jak i mężczyzn.


Miałyście do czynienia z tymi kosmetykami?

Wakacje z blogerkami: Produkt, który jest niezbędny w wakacje

W wakacje niezbędne są:
- fajne, przewiewne ciuchy, 
- stylowe okulary przeciwsłoneczne z filtrem, 
- wygodne, lekkie buty,
- dobre towarzystwo!
oraz...
- kosmetyki. 
Tak, tak, tu Was na pewno nie zaskoczę. Będzie kosmetycznie. Niestety nie potrafię się na jeden zdecydować, będzie więc kilka i to raczej grup kosmetyków niż konkretny produkt.

Peeling
Latem moja tłusta skóra twarzy nie ma lekko. Szybciej się przetłuszcza, a całe to produkowane sebum kotłuje się z bakteriami i zanieczyszczeniami, dając efekt w postaci zapchanych porów, niechcianych krostek i innych persona non grata. Warto wtedy skórę porządnie oczyścić, ale z umiarem. Zazwyczaj unikam alkoholu w kosmetykach, stawiam za to na peelingi, zarówno enzymatyczne jak i mechaniczne. Staram się je robić regularnie 1-2 razy w tygodniu. Dzięki nim skóra szybciej dochodzi do siebie, jest gładka, oczyszczona, miękka i lepiej przyjmuje składniki aktywne z kremów. Najlepszy peeling do twarzy, jaki osobiście miałam to... samoróbka, o której możecie przeczytać TUTAJ oraz peeling morelowy Soraya - duży, tani, pięknie pachnący, skuteczny i niezapychający porów, o którym pisałam TUTAJ.Nie zapominam także o plilingowaniu skóry całego ciała, najchętniej samoróbką (a jakże) albo Orientaną.


 Krem z filtrem
To niby oczywistość, ale dobrze wiem, że mnóstwo ludzi o nim zapomina. W tym niestety ja. Ochrona przed promieniowaniem jest niezwykle istotna dla naszej skóry, ponieważ ukochane słoneczko robi nam najzwyczajniej w świecie krzywdę. Zmarszczki, przebarwienia, wysuszenie, zmniejszenie elastyczności skóry, a nawet rak to tylko niektóre ze skutków unikania filtrów. Mam tłustą cerę i do tej pory, mimo wieeeelu testów, nie znalazłam choćby znośnego kremu z filtrem do twarzy. Wszystkie przyspieszają przetłuszczanie, bielą, oblepiają i powodują nieestetyczne wypryski, zapychając pory. Jestem na etapie ciągłych poszukiwań czegoś lepszego od poprzednika. Trochę ratuję się makijażem, ale kosmetyki kolorowe zawierają niewielkie filtry przeciwsłoneczne, najchętniej stosowałabym zaś coś z granicach SPF 30-40. Pomożecie?

Hydrolaty, toniki, mgiełki, wody termalne
Znacie to? Upał, nie ma czym oddychać, skóra jest ohydnie spocona, zgrzana, twarz spieczona i przesuszona od słońca... A ja szybko - myk do torebki, wyciągam atomizer, robię "psik psik" i już odczuwam niewysłowioną ulgę! Nieopisane szczęście w postaci kilku niepozornych kropelek! Oprócz oczywistej ochłody hydrolaty nawilżają skórę, która przecież bardzo tego potrzebuje. Najczęściej używam czystych hydrolatów lub samorobionych mgiełek, które wychodzą bardzo tanio, a działają niezwykle skutecznie. W dodatku mam pełną kontrolę nad składem, co nie jest dla mnie bez znaczenia. Zwyczajnie przelewam hydrolat do pojemnika z atomizerem i codziennie przed wyjściem uzupełniam do pełna. O takiej mgiełce już kiedyś pisałam TUTAJ - wyszła świetnie!

 Obecnie mam na stanie:
 

Lakiery do paznokci
Latem muszę mieć pomalowane paznokcie u stóp i rąk, nie wyobrażam sobie inaczej. Zwłaszcza u stóp, bo zakładam letnie, skąpe obuwie i "świecę" pazurkami. Nie wszyscy mają idealnie równie, piękne płytki, moje są takie sobie, ale oprócz mnie nikt nie musi tego wiedzieć :) Maluję je więc bez przerwy od wiosny do jesieni - nie mają ani jednego dnia wolnego, taka jest smutna prawda. W ramach przeprosin zawsze pod kolor nakładam jakąś bazę, aby nie odbarwić płytki i uciszyć moje sumienie poruszone "duszeniem" jej pod kilkoma warstwami chemii przez tyle czasu. Najbardziej lubię lakiery Lemax, którymi szybko i łatwo się maluje, ponieważ mają idealny pędzelek i konsystencję, w dodatku kosztują od 1zł w górę i bardzo długo się trzymają! Pisałam o nich TUTAJ. Lubię także lawendowy lakier Avon Gel oraz kilka kolorów Golden Rose. Zazwyczaj maluję je klasycznie "po całości", czasem jeden lub dwa na inny kolor. Chyba nigdy w życiu nie miałam wzorków albo frenczu.


A co jest dla Was absolutnie niezbędne w wakacje? Odkryłyście idealny krem do tłustej/mieszanej cery z filtrem?

TAG: Wakacje z blogerkami

Rozpoczynam "moje" pięć dni z akcją Wakacje z blogerkami.
Pierwszy dzień to TAG złożony z pytań, które wspólnie ustaliłyśmy z dziewczynami i każda wtrącała swoje trzy grosze :) Zapraszam!


1. Co myślisz o akcji ''Wakacje z Blogerkami''?
Świetny pomysł! Uwielbiam poznawać nowe blogi, bo każda blogerka jest zupełnie inna, ma inne zainteresowania i styl, w związku z tym możemy nawzajem się poznać, poszerzyć krąg znajomych i podyskutować :)

2. Jak spędzasz tegoroczne wakacje? 
Pewnie pomyślicie, że oszalałam, ale... zamierzamy z mężem wybrać się naszym busem po Polsce! Po prostu przed siebie, gdzie nas koła poniosą... Zwiedzić, zobaczyć, posmakować i poznać... miejscowości znane i odwiedzane tłumnie oraz te mniej znane, w których można rozkoszować się ciszą i spokojem!

3. Najlepsze/najgorsze wspomnienie z wakacji?
Najlepsze to chyba wypad w Bieszczady - tylko ja i mój mąż, plecak i całodzienna włóczęga, bolące mięśnie, zakwasy, ale banan na ustach! Ten tam kurdupel na focie to ja ;) Najgorsze... te po śmierci dziadka... nawet ich nie pamiętam...


4. Wyobraź sobie, że wygrywasz wycieczkę na wakacje - z kim i gdzie wyjeżdżasz?
Z kim? Z mężem to na pewno, ale gdyby była taka opcja chętnie zabrałabym jak najwięcej rodziny i znajomych, wręcz całą ferajnę! Gdzie? A czy to ważne? Z taką ekipą nawet staw rybny jest dobry :D

5. Wakacyjne LAST MINUTE - Twój pomysł na wakacje w 10 minut.
Działka, jezioro, zalew... To na szybko. Jednakże tak naprawdę jestem ekspertem od takich wyjazdów. Ostatnio w kilka godzin zdecydowaliśmy się na wyjazd do Zakopanego... na spontana, a co! (przez ponad pół Polski, żeby nie było...)

6. Twój wakacyjny hit - podaj link, aby inni posłuchali.
Skoro mój, to raczej nie hit :D Proponuję starocie:





I moje ukochane, które wiele dla mnie znaczą...




I coś do pytania nr 3


7. Pokaż pamiątkę z ostatnich wakacji.
W ostatnie wakacje malowałam płot... Chcecie oglądać pędzel?? :D

8. Miejsce, które polecisz innym na wakacje?
Polecam Szlak Orlich Gniazd! Koniecznie zahaczcie o przepiękny zamek Ogrodzieniec, który robi niesamowite wrażenie, poczekajcie też na Noc z Duchami albo Turniej Rycerski :) W tym roku będę tam w sierpniu, bo niedaleko będę na weselu. Może się spotkamy?


 9. Najlepsze danie jakie jadłaś na wakacjach?
Jestem okropną kulinarną marudą i bardzo rzadko mi coś naprawdę smakuje. Najlepsze wakacyjne danie? Pizza z warzywami i świeżym szpinakiem (praktycznie wszędzie), bo nie trzeba samemu jej robić oraz pstrąg pieczony z ziołami z zapiekanymi ziemniakami i mnóstwem surówek (w Biesach).

10. Wakacje w domu, gdy nigdzie nie wyjeżdżam...

Zajmuję się swoim hobby, na które brakuje mi zwykle czasu np. malowaniem na kubkach, koszulkach, płótnach. Nadrabiam czytanie książek, najlepiej w plenerze. Organizuję krótkie wycieczki w pobliżu. Ogólnie nudzenie się nie leży w mojej naturze, zawsze coś się wymyśli!

11. Jakie kosmetyki zabierasz na wakacje? 
Staram się jak najmniej zabierać kosmetyków ze sobą i stawiam na próbki i miniatury, bo zajmują mniej miejsca. Zabieram sprawdzony krem na dzień (obecnie Sylveco), a kremy na noc i pod oczy właśnie w próbkach, ale po uważnym przestudiowaniu składu pod kątem ewentualnych zapychaczy. Biorę też niewielki szampon i maskę do włosów, rezygnuję za to z odżywek, lakieru, pianek, żeli i olejów. Najwięcej miejsca zajmuje żel do mycia twarzy i płyn micelarny, bo porządne oczyszczenie skóry to dla mnie podstawa i nie ma odstępstw od tej reguły! W tym roku pierwszy raz dorzucę jeszcze małą wersję Glov. Oczywiście zabieram żel pod prysznic, najczęściej YR, bo są małe i "pancerne" - trudno je otworzyć, więc same psikusa nie spłatają ;) Dobry krem do rąk, który nadaje się jednocześnie do stóp. Balsamy do ciała zawsze w próbkach! Do makijażu zabieram tylko podstawowe kosmetyki, czyli BB,  puder, tusz, mała paletkę cieni, kilka kredek do oczu, ewentualnie korektor. Nie, pomadki nie zabieram, za to na pewno wezmę balsam do ust. Kilka lakierów do paznokci + mały zmywacz. To takie minimum.

12. Co myślisz o podróżowaniu za gorsze autostopem w odległe miejsca? Chciałabyś spróbować?
W odległe miejsca nie zdecydowałabym się na takie rozwiązanie. Ale w Bieszczadach często łapiemy stopa, a dla równowagi zabieramy także stopowiczów, gdy my podróżujemy autem. Czasem zdarza nam się poratować kogoś na trasie, podwieźć, podrzucić na CB, że ktoś potrzebuje się dokądś dostać. Ogólnie fajna sprawa, ale nigdy nie wiadomo na kogo się trafi....

Czy na któreś pytanie odpowiedziałybyście podobnie? A może zupełnie inaczej?

DIY: Oczyszczający zielony peeling do twarzy + recenzja

Dawno nie było samoróbek na blogu, ale nie myślcie, że nie działałam w tym zakresie. Ostatnio namiętnie wręcz produkuję peelingi, zwłaszcza po słabych doświadczeniach z kupnymi TU i TU. Moje jakimś cudem wychodzą o wiele konkretniejsze i, co ciekawe, śmiesznie tanie w porównaniu z gotowymi. A jak działanie? Niesamowite! Dokładnie takie jak powinno być! Dziś pierwszy raz coś do buźki.



Jak zrobić oczyszczający peeling do twarzy do skóry tłustej i mieszanej



Składniki:
cukier brązowy lub korund
glinka zielona
spirulina
hydrolat z pomarańczy
kwas hialuronowy
sok z aloesu
olej jojoba
olej z czarnuszki
oraz
drewniana szpatułka do glinki i mieszania (może być też plastikowa lub szklana łyżeczka)
plastikowa lub szklana miseczka
miarki
pojemnik na gotowy peeling


Czy ktoś się zdziwił, że nie podałam dokładnych proporcji? Jeśli tak, spieszę wyjaśnić: nie znam ich! Żadnym z tych składników nie zrobicie sobie krzywdy, więc z proporcjami można eksperymentować do woli, by uzyskać dokładnie taką konsystencję jaką sobie wymarzycie!

Wykonanie:
Do miseczki wsypujemy cukier lub korund (sporo), spirulinę i glinkę (ja dałam po dwie czubate końcówki patyczka), dokładnie mieszamy drewnianym patyczkiem. Dodajemy trochę oleju jojoba (u mnie ok. 2-2,5 łyżki stołowej), mniej oleju z czarnuszki (niecała łyżka), znów mieszamy. Powinna powstać gęsta papka. Dodajemy odrobinę hydrolatu lub wody, sok z aloesu i kwas hialuronowy, dokładnie mieszamy. Dodajemy trochę cukru lub oleju w celu uzyskania ulubionej przez nas konsystencji. Ja lubię dość zwartą, z wyczuwalnymi drobinkami cukru, ale łatwo rozprowadzającą się na skórze (olej daje poślizg).


Przechowywanie:
Normalnie w łazience, choć latem można trzymać go w lodówce. Najlepiej zużyć w ciągu 2-3 tygodni. Oczywiście można go także stosować na plecy, pupę, dekolt - wszędzie tam, gdzie skóra wymaga dokładniejszego oczyszczenia albo posiada wypryski.


Dlaczego takie składniki:
Cukier brązowy: delikatniejszy od zwykłego, ściera naskórek.
Spirulina: reguluje pracę gruczołów łojowych, odżywia, nawilża, goi podrażnienia.
Glinka zielona: silnie oczyszcza i dezynfekuje skórę, reguluje sebum, oczyszcza pory, wygładza i ujędrnia skórę, poprawia ukrwienie, łagodzi i przyspiesza gojenie ranek.
Kwas hialuronowy: głęboko nawilża.
Olej jojoba: nawilża, zmiękcza, reguluje sebum, łagodzi stany zapalne, odżywia, wygładza, zmniejsza zmarszczki, chroni przed wolnymi rodnikami.
Olej z czarnuszki: regeneruje, oczyszcza skórę, zmiękcza, wygładza, łagodzi podrażnienia, nawilża, chroni przed szkodliwym wpływem środowiska. Pięknie pachnie, ale na pewno nie wszyscy polubią jego aromat :)
Sok z aloesu: nawilża.
Hydrolat lub woda: dla konsystencji.

Recenzja:
Peeling wygląda jak dla mnie śmiesznie, bo jest zielony. Nakładając go na twarz można poczuć się jak Shrek albo raczej Fiona :D Pachnie olejem z czarnuszki i spiruliną, jest to ciekawy aromat, który zależy od stężenia tych składników w kosmetyku. W moim bardziej wyczuwam czarnuszkę, a lubię ten zapach, więc jestem zadowolona. 


Peeling ma mnóstwo drobinek cukru, co zresztą doskonale czuć przy masażu skóry - wreszcie czuję, że działa! Jest jednocześnie dosyć delikatny, ale wiadomo, że nie pocieramy nim skóry mocno, tylko subtelnie masujemy kolistymi ruchami. Nie wywołał u mnie najmniejszej negatywnej reakcji typu podrażnienie, swędzenie, zaczerwienienie. Warto go odrobinkę dłużej potrzymać na twarzy, by miała szansę lepiej zadziałać glinka i spirulina.
Skóra jest fajnie oczyszczona, miękka i gładka w dotyku. Nie klei się, ale odczuwam bardzo duże nawilżenie skóry oraz lekkie natłuszczenie. Nie czuję napięcia czy ściągnięcia, ale pory są przymknięte i mniej widoczne. Ewentualne zaczerwienienia oraz drobne krostki się zmniejszają i rozjaśniają. Przy regularnym stosowaniu skóra powinna być gładsza, lepiej wchłaniać substancje aktywne z kremów, mniej się przetłuszczać oraz tworzyć znacznie mniej niedoskonałości.


Robicie same peelingi? Część z Was na pewno i popieram to całym sercem :) Jednak czy do twarzy także?

Glinka brazylijska czarna

Uwielbiam glinki i nie wyobrażam już sobie bez nich pielęgnacji skóry. Dzisiaj chcę Wam przedstawić glinkę czarną. Czarna glinka jest idealna dla cery tłustej, zmęczonej, z rozszerzonymi porami. Poprawia mikrokrążenie skóry, więc nadaje się doskonale dla cer starszych. To także świetny, naturalny sposób na oczyszczenie skóry głowy!


mazidla.com, Czarna glinka brazylijska



Glinkę mam w wersji 20 g, czyli małej i niedostępnej już w sklepie. Wystarczyło mi to na dwie maseczki, bo część się zwyczajnie wysypała podczas transportu :/ Plastikowy słoiczek jest tragiczny, nieszczelny i łatwo sam się odkręca, przez co wszystko było uświnione czarnym proszkiem i zwyczajnie brudne! Nie wspomnę już, że skoro część się wysypała, to do użycia zostało jej mniej niż sugeruje pojemność. Mówi się trudno. Mam nadzieję, że "zakupowe" pojemności pakowane są w solidniejsze pudełeczka!

Glinka pochodzi z Brazylii, jak wskazuje nazwa. Jest to naturalna glinka osadowa, zawierająca mnóstwo minerałów, m.in. krzem, selen, glin, potas, cynk, miedź, sód, wapń, magnez, tlenek żelaza oraz tlenek tytanu, któremu zawdzięcza swój wyjątkowy kolor.

Wygląd:
Czarny lub raczej bardzo ciemnobrązowy proszek, dość drobno zmielony, ale w dotyku wyczuwalne są ostrzejsze drobinki. Zapach typowo glinkowy, dla mnie neutralny, nie czuję go na twarzy. Po dodaniu wody staje się czarny jak smoła.


Właściwości czarnej glinki

Wzmacnia, ujędrnia i uelastycznia skórę, odżywia ją, rewitalizuje i regeneruje, przyspiesza proces gojenia np. wyprysków, zwęża pory, poprawia mikrokrążenie, co sprzyja zdrowemu kolorytowi skóry, usuwa wolne rodniki. Reguluje wydzielanie sebum, likwiduje wypryski. Posiada właściwości przeciwzapalne.


Dla kogo:
Doskonała do pielęgnacji skóry zwiotczałej, zmęczonej, starzejącej się, a także zanieczyszczonej, tłustej, z rozszerzonymi porami, z podrażnieniami, ze stanami zapalnymi. Idealna do maseczek na przetłuszczające się włosy i do tłustej skóry głowy.
Nie nadaje się dla cery suchej i wrażliwej.

Sposób użycia: 
Maseczki na twarz: rozpuścić w wodzie 2 łyżeczki glinki (łyżeczki ani naczynia nie mogą być metalowe!) i uzyskać konsystencję gęstego jogurtu. Grubą warstwę maseczki nakładamy na wilgotną skórę. W trakcie nie dopuszczamy do wyschnięcia spryskując twarz wodą lub hydrolatem. Zmywamy po 10-15 minutach delikatnie masując skórę. Nakładamy serum lub krem.
Maseczka na skórę głowy: 1 łyżeczkę glinki mieszamy z hydrolatem lub woda do uzyskania konsystencji gęstego jogurtu, następnie dodajemy wybranego oleju np. jojoba (ok. 15 kropel). Maseczkę wcieramy dłońmi w skórę głowy, po 10-15 minutach myjemy głowę i włosy szamponem.
Kąpiel: idealna dla skóry z wypryskami np. na plecach, nogach, pośladkach, dodatkowo wygładza i ujędrnia skórę. Kilka łyżek glinki rozprowadzić w wannie z wodą. Moczyć się ok. 20 minut.


Zakupy:
Minimalna pojemność do kupienia to 50g za niecałe 12zł, co powinno wystarczyć na minimum 8 maseczek, czyli jedna kosztuje najwyżej 1,50zł! To mniej niż saszetkowce, a skuteczność jest genialna.

 Rezultaty:
Glinka po zmieszaniu z wodą pęcznieje i nabiera zdolności wchłaniania nadmiaru sebum, zanieczyszczeń oraz obumarłych komórek naskórka. Podczas zmywania wyczuwałam pod palcami ostrzejsze drobinki, które dodatkowo peelingują skórę, ale nie drapią. Zmywanie jest bardzo szybkie i proste, bo od razu widać, gdzie jeszcze należy domyć skórę. 
Po usunięciu maseczki skóra staje się gładka i oczyszczona, jej koloryt ujednolicony, a pory pięknie zwężone. Zniknęły także policzkowe zaczerwienienia i podrażnienie. Zauważyłam także, że co najmniej dwie doby! po zrobieniu maseczki skóra się nie przetłuszczała jak zwykle, podkład doskonale trzymał się cery i nie ścierał, jakby wtopił się w nią. Skóra w dotyku stała się gładka i miękka. Bezpośrednio po zmyciu maseczki odczuwałam delikatne ściągniecie skóry, zwłaszcza na policzkach, ale nie było to nieprzyjemne. Wyczuwałam także lekkie przesuszenie w okolicach boków twarzy. Po zmyciu maseczki zaaplikowałam serum i miałam wrażenie, że skórą wręcz je pije i to z głośnym siorbnięciem na końcu! Serum wchłonęło się do ostatniej kropelki, zniwelowało uczucie ściągnięcia i przesuszenia.

W masce wygląda się jak górnik czy raczej górniczka :) Aż żałuję, że tym razem listonosz mnie nie nawiedził :D

Znacie czarne glinki? Z tego co się orientuję są najkonkretniejsze w działaniu :)

Monotheme, ioECO, Regenerujący peeling do ciała z karczochem

Pamiętacie moje zachwyty nad żelem do mycia twarzy ioECo? Przypomnę, że ma świetny skład i jest baaaardzo wydajny. Nie używam go co prawda codziennie, a mam go od... marca i nadal sporo zostało w opakowaniu :) Jestem nim absolutnie zauroczona! Lecąc więc na tej fali ochów i achów postanowiłam wypróbować również peeling do ciała z karczochem. Czy on też mnie tak zachwycił?


Monotheme ioECO, Regenerujący peeling do ciała do skóry przetłuszczającej się z ekstraktem z karczocha


Kosmetyk ma świetne opakowanie, ale nie jest ono pozbawione wad. Wygląda bardzo przyzwoicie, lubię taki minimalizm. Pod nakrętką ma plastikowe zabezpieczenie, które niestety jest utrapieniem, ponieważ przez nie peeling się nie dokręca, trzeba je idealnie włożyć na miejsce, bawić się, manewrować... Mokrymi rękoma to wcale nie jest takie łatwe.
Peeling kupiłam w Hebe w promocji, zapłaciłam 11zł, ale jego standardowa cena to 55zł/200ml np. w Douglasie.


U góry opakowanie ma naklejkę, którą trzeba zerwać w celu przeczytania składu (podobnie robi Avon). Przyznaję, że nie lubię takiego rozwiązania, ponieważ w sklepie nie mogę sprawdzić składników, muszę więc kupić w ciemno... Tutaj zaryzykowałam.


Z tyłu można coś niecoś przeczytać o obiecanym działaniu, przeznaczeniu i czego NIE zawiera skład. To są jedyne dane, na jakich można się oprzeć przy zakupie w sklepie stacjonarnym.


Skład: po wodzie znajduje się Ammonium Lauryl Sulfate (no cóż, SLS nie zawiera, ale w zamian ma coś bardzo podobnego, jedynie lekko mniej drażniącego, substancja myjąca i pianotwócza), gliceryna (nawilża, ale w zbyt dużych ilościach potrafi wysuszać), Bambusa Arundinacea Stem Extract (puder bambusowy; usuwa nadmiar sebum, oczyszcza, zmiękcza, matuje, działa przeciwzapalnie), guma ksantanowa (zagęstnik), Sodium Chloride (sól; poleruje, wpływa na konsystencję, antybakteryjna), Cynara Scolymus Leaf Extract (ekstrakt z karczocha; antyutleniacz, antybakteryjny, oczyszcza), Vaccinium Myrtillus Leaf Extract (ekstrakt z liści borówki; regeneruje, wzmacnia), Bambusa Vulgaris Extract (ekstrakt z bambusa; antyoksydant, stymuluje produkcję kolagenu, nawilża, wygładza, rozświetla skórę, wzmacnia, działa antybakteryjnie), Cocamidopropyl Betaine (substancja myjąca, pianotwórcza, poprawia jakość piany), Hydroxyethylcellulose (zagęstnik), Parfum (zapach), Dehydroacetic Acid (konserwant identyczny z naturalnym), Benzyl Alcohol (konserwant, imituje zapach jaśminu), Phenoxyethanol (konserwant), Cl 75810 (chlorofil, naturalny barwnik).


Peeling wygląda ciekawie, żeby nie rzec dziwnie. Zielonobrązowa "brejka" z białymi drobinkami, dość licznymi, ale maciupeńkimi. Pachnie też dziwnie, nie mam pojęcia czym, niby naturalnie, niby "warzywnie", ale przecież w składzie jest sztuczny zapach. Wyczuwam też lekką słodycz.

Mimo kilku zagęstników konsystencja jest lejąca i śliska, do złudzenia przypomina kisiel. Po nabraniu na dłoń wszystko spływa. Drobinki w ogóle nie są wyczuwalne i to już źle wróżyło na samym początku.


Po zmieszaniu z wodą i potarciu wytwarza niską, zwartą pianę. Moim zdaniem zupełnie wystarczającą, w końcu to nie żel do mycia. Właściwie równie dobrze mogłoby jej nie być, a w zamian za składniki odpowiedzialne za pianę można było dać więcej drobinek. Ale muszę nadmienić, że ja lubię konkretne zdzieraki, lubię czuć, że peeling coś robi.

Działanie jest znikome. Nie czuję drobinek, nie czuję usuwania martwych komórek naskórka. Skóra nie jest szczególnie wygładzona, choć na pewno jest miększa i czystsza. Denerwuje mnie, że zostawia śliską warstwę, którą trzeba długo spłukiwać.
Próbowałam używać go do twarzy, ale uzyskałam czerwoną, podrażnioną skórę i delikatne pieczenie, więc nie polecam. W dodatku mocno wysuszył skórę i ściągnął ją, konieczne więc było natychmiastowe nałożenie kremu i ukojenie. Właściwie męczę go już jakiś czas i próbuję zużyć do końca, bo nie należę do osób wyrzucających niby dobre kosmetyki.

Myślę, że peeling spodoba się fankom niezłych składów (choć temu do ideału brakuje) i niezbyt mocnego zdzierania. U mnie praktycznie nic nie robi, a cena 55 zł jest stanowczo za wysoka na takie eksperymenty. Jeśli ktoś ma ochotę na przygodę z tą firmą lepiej zacząć od ogórkowego żelu do mycia twarzy, który świetnie działa i pachnie.

Znacie? Widziałyście te kosmetyki?
Moje zdjęcie
CosmetiCosmos
Witaj na CosmetiCosmos.pl! Mam na imię Aneta i od kilku lat interesuję się kosmetykami i ich składami, szczególnie naturalnymi. Szukam prawdziwych perełek, lubię polskie manufaktury, kręcę też własne kremy. Interesują mnie także eko środki czystości. Mam nadzieję, że znajdziesz tu coś ciekawego dla siebie (polecam wyszukiwarkę). Kontakt ze mną: cosmeticosmos@gmail.com

Jestem tutaj