Bartos, Wzmacniający Krem do twarzy Ruby Vine z wit. C - GENIUSZ!

Wiele z Was pyta mnie o dobry krem do twarzy z naturalnym składem. Trudno jednak polecić coś konkretnego, ponieważ każda z nas ma inne oczekiwania względem kosmetyków. Jedne szukają lekkiej konsystencji, drugie dobrego składu, jeszcze inne pewności, że produkt "nie zapcha" porów i nie spowoduje wysypu zaskórników. To wszystko jest oczywiście ważne, ale ja szukam jeszcze czegoś - działania! Regulacji nadmiernego wydzielania sebum, zmniejszenia zaczerwienienia, przyspieszonego gojenia niedoskonałości i poprawy gęstości skóry. Nawilżenie stosunkowo łatwo osiągnąć poprzez nałożenie pod krem warstw humektantów (żel aloesowy lub probiotyczny Bartos, esencje, hydrolaty, toniki z dobrym składem bez alkoholu oraz detergentów - zawsze od wodnistej konsystencji do bardziej treściwej). Całą resztę zapewnia mi obecnie krem wzmacniający Ruby Vine marki Bartos. Krem, który nadaje się zarówno na dzień jak i na noc, posiada świetny skład i genialne opakowanie z pompką typu air less. Prawie wykończyłam całe opakowanie, więc czas na opinię. Zapraszam



wzmacniajacy-naczynka-krem

Bartos to polska marka kosmetyków. Do dyspozycji mamy kilka produktów do pielęgnacji twarzy oraz dezodorant. Odkąd je zobaczyłam na Ekocudach wiedziałam, że któryś produkt prędzej czy później będzie mój. Trafiło na krem z winem.

Bartos, Wzmacniający krem do twarzy z wit. C

Naturalny krem wzmacniający i rozjaśniający skórę, dedykowany szczególnie cerze naczynkowej, normalnej oraz z tendencją do przetłuszczania czy skłonnej do alergii. Odpowiedni dla osób z nietolerancją glutenu. Zawiera bogaty koktajl ekstraktów z liści czerwonego wina, kocanki piaskowej i lukrecji, a także wzmacniającą olejową formę witaminy C oraz kwas hialuronowy. Krem na bazie soku z aloesu, zawiera także fajne naturalne emolienty: oleje arganowy i monoi, masło waniliowe i wosk z oliwek. Nie zawiera kompozycji zapachowej i olejków eterycznych, które mogą podrażniać, dlatego według producenta można go używać także pod oczy. Opakowanie typu air-less z nowoczesną pompką zabezpiecza produkt przed dostępem powietrza i sprawia, że krem zużywa się do dna. Kosztuje ok. 139zł/50ml. 

bartos-krem-analiza-skladu

Skład: Aqua (woda), Aloe Barbadensis Leaf Juice (sok z aloesu, działa przeciwzapalnie i regenerująco, zmniejsza zmiany skórne, nawilża, przyspiesza gojenie), Caprylic / Capric Trigliceride (frakcjowany olej kokosowy, emolient, zatrzymuje wilgoć w naskórku, natłuszcza i wygładza), Argania Spinosa Kernel Oil* (organiczny olej arganowy, naturalny emolient, odżywia i regeneruje, antyoksydant, przeciwdziała starzeniu), Glycerin (gliceryna, nawilża, zatrzymuje wilgoć w skórze), Cocos Nucifera Oil (olej kokosowy, naturalny emolient, tłusty, odżywczy, może "zapychać"), Cetearyl Alcohol (emolient, regulator lepkości, bezpieczny, może "zapychać"), Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil (olej ze słodkich migdałów, naturalny emolient, odżywia, natłuszcza, dość lekki olej), Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil (olej słonecznikowy, naturalny emolient, dobrze chroni skórę przed odparowaniem wody z naskórka, nie zatyka porów, natłuszcza, odżywia, zmiękcza, regeneruje, działa ochronnie), Cetearyl Olivate (naturalny emulgator z oliwek, pozwala połączyć fazy wodną z olejową i stworzyć konsystencję kremu), Ascorbyl Tetraisopalmitate (stabilna pochodna wit. C w formie olejowej, antyoksydant, stymuluje syntezę kolagenu w skórze, rozjaśnia), Hydrogenated Vegetable Oil (naturalny emolient roślinny, chroni skórę przed utratą wody), Glyceryl Stearate (emulgator, umożliwia powstanie kremu z fazy wodnej i olejowej, także emolient), Sorbitan Olivate (naturalny emulgator, stabilizator emulsji, także detergent), Olea Europaea Fruit Oil (oliwa z oliwek, regeneruje, koi, zmiękcza i natłuszcza), Hydrolyzed Hyaluronic Acid (kwas hialuronowy; zapobiega utracie wody z naskórka, pobudza mikrokrążenie oraz wspomaga głębsze przenikanie innych substancji aktywnych - promotor przejścia), Vanilla Planifolia (Vanilla) Oil (masło waniliowe; działa przeciwzapalnie, nawilżająco, łagodząco, antyoksydant), Tocopherol (naturalna wit. E, antyutleniacz, chroni oleje przed jełczeniem, odżywia i wzmacnia skórę), Gardenia Tahitensis Flower Extract (ekstrakt z kwiatów gardenii, łagodzi i koi podrażnienia, zmniejsza stany zapalne, regeneruje i chroni skórę, wygładza i uelastycznia), Helichrysum Stoechas Extract* (ekologiczny ekstrakt z kocanki, obkurcza ścianki naczyń krwionośnych, dzięki czemu przyspiesza gojenie i znikanie siniaków oraz pękniętych naczynek i "pajączków"; przyspiesza gojenie drobnych ranek, zmniejsza zaczerwienienia i podrażnienia skóry, działa przeciwgrzybicznie i antywirusowo), Vitis Vinifera Leaf Extract* (ekologiczny ekstrakt z liści winogron; wzmacnia naczynka krwionośne, działa ściągająco, przeciwzapalnie i antybakteryjnie, przyspiesza gojenie ranek, chroni skórę przed wolnymi rodnikami i promieniowaniem UV, przyspiesza wchłanianie innych składników aktywnych), Glycyrrhiza Glabra Root Extract* (ekologiczny ekstrakt z lukrecji, działa przeciwzapalnie i przeciwalergicznie, reguluje wydzielanie sebum, chroni przed promieniowaniem UV oraz rozjaśnia), Citric Acid (kwas cytrynowy, regulator pH), Sodium Benzoate oraz Potassium Sorbate (dwa bezpieczne konserwanty, dopuszczone do stosowania w kosmetykach naturalnych i ekologicznych). *z ekologicznych upraw.

bartos-recenzja-kremu

Opakowanie swoją szatą graficzną niesamowicie trafia w mój gust. Delikatne motywy kwiatowe, biel, a jednocześnie lekkość plastiku to coś, co lubię. Słoiczek jest solidny, nie za mały. Ogromnym plusem jest pompka typu air less, która tutaj występuje w rzadko spotykanej wersji - naciska się całą górną część pudełka. Absolutnie nie należy jej zdejmować (widziałam takie zdjęcia na Instagramie), aby nie dopuścić powietrza do środka. Niestety pompka ma mankament - chlapie! Odrobina wprawy jest niezbędna, aby nie ubrudzić siebie i wszystkiego dookoła kremem, na szczęście z biegiem czasu uczymy się ile trzeba użyć siły - wystarczy lekko nacisnąć. Pompka tworzy uroczą "rozetkę" z kremu, którą zbieramy już placem (oczywiście czystym), a następnie wmasowujemy w skórę. Znalazłam też kolejną wadę - krem nieestetycznie przysycha na pompce, jeśli go dokładnie nie wytrzemy albo nie zmyjemy, a że wieczko jest przezroczyste - od razu to widać. Dlatego po każdym użyciu warto przetrzeć pompkę do czysta, chyba że Wam nie przeszkadza brudne opakowanie ;)

krem-bartos-recenzja-blog

Bardzo sensowny, bogaty skład, pełen roślinnych ekstraktów, olei, kwasu hialuronowego i aloesu został zamknięty w niezwykle przyjemnej konsystencji. Z jednej strony wydaje się bogata, dość treściwa, nie jest ani lejąca ani żelowa. Typowy krem. Z drugiej strony już po wmasowaniu w skórę okazuje się, że kosmetyk momentalnie się wchłania, nie pozostawiając tłustej czy błyszczącej warstwy. Na skórze staje się całkowicie matowy, a przypominam, że mam cerę mieszaną w kierunku tłustej, ze skłonnością do błyszczenia i "zapychania". Krem posiada specyficzny naturalny zapach, ponieważ nie jest perfumowany. Trudno go określić, przypomina trochę herbatę, ale jest delikatny i mi osobiście nie przeszkadzał.  Kremu używałam zarówno na noc (po humektantach, w pielęgnacji wieloetapowej), jak i na dzień (solo, na skórę wilgotną od toniku lub hydrolatu z czystka). Wieczorem wklepywałam go delikatnie również w okolice oczu.

Podsumowując wzmacniającego kremu Bartos używam od ponad dwóch miesięcy praktycznie codziennie, dwa razy dziennie i jeszcze odrobinę zostało na dnie opakowania. Według mnie to świetna wydajność! Tym bardziej, że do pokrycia całej twarzy oraz szyi i dekoltu nie potrzebuję więcej niż dwie niewielkie pompki produktu. Gdybym więc używała kremu raz dziennie, wystarczyłby mi na ponad 4 miesiące. Nice!

konsystencja-kremu-wzmacniajacego

Naturalny krem Bartos na dzień

Jeśli spodziewacie się marudzenia to niestety, ale krem mnie... zachwycił. Stosowany na dzień doskonale nadaje się pod makijaż. Nie roluje się na nim ani typowo silikonowy koreański krem BB (Missha czy Bio-Essence), zwykły "europejski" podkład (Eveline, Bielenda), ani bardzo naturalny podkład Hydracoton od Couleur Caramel. Krem wzmacniający Bartos dogaduje się z każdym fluidem jakim dysponuję, a także z każdym pudrem (tradycyjne, ryżowe, mineralne). Świetnie radzi sobie również z minerałami (Annabelle Minerals), z tym że przed nałożeniem produktów sypkich delikatnie odciskałam nadmiar kremu w czystą chusteczkę. Krem Bartos nie przyspiesza błyszczenia skóry, nie powoduje, że podkład się zbiera w załamaniach czy warzy. Wystarczająco nawilża skórę, a przy tym nie przyspiesza błyszczenia! Sprawia, że cera jest elastyczna i miękka w dotyku. Idealnie byłoby, gdyby posiadał jeszcze filtry UVA i UVB, ponieważ to wymarzony krem na lato.

Wzmacniający krem Bartos na noc

W pielęgnacji wieczornej nakładam krem jako ostatni etap, a dokładnie po: dokładnym demakijażu i oczyszczaniu (olejek Biolove + pianka Tess), toniku (Cossi Fuleren), esencji różanej, żelu aloesowym, serum. Krem "domyka" wszystkie poprzednie warstwy, a jednocześnie nie jest tłusty i nie sprawia, że skóra jest przeciążona. Aktualnie oleje czy olejki stosuję 2-3 razy w tygodniu, wtedy albo rezygnuję już z kremu, albo nakładam tylko jedną pompkę i dokładnie go wmasowuję w skórę, a dopiero potem nakładam odrobinę oleju (konopny, z pestek śliwki lub serum Iossi). Wszystko zależy od aktualnych potrzeb skóry, którą dobrze obserwuję i reaguję na jej potrzeby. Po ponad dwóch miesiącach stosowania z całą pewnością stwierdzam, że krem Bartos nie "zapycha" skóry, ani nie działa aknegennie, przynajmniej u mnie. Nie podrażnia, nie powoduje pieczenia. Skóra po tym czasie wyraźnie się wzmocniła, rozjaśniła, a delikatne zaczerwienienia są obecnie praktycznie niewidoczne (miałam niewielkie zmiany naczynkowe w okolicach nosa i policzków). Cera jest elastyczniejsza, jędrna, gładka, wygląda lepiej niż wiosną. Zdecydowanie rzadziej występują niedoskonałości, nawet hormonalne (w "te" dni). Widzę też, że niewielkie zmarszczki mimiczne pod oczami są mniej widoczne, ale o okolice oczu dbam także innymi kosmetykami  (na dobrze nawilżonej cerze zmarszczki "znikają" i są duże szanse, że na stałe pojawią się później). Cera nabrała delikatnego, zdrowego blasku, który utrzymuje się dłużej niż 5 minut po nałożeniu produktu. Niestety rozszerzone pory pozostały bez zmian, nie wydaje mi się, aby krem był w stanie na nie wpłynąć. Jeśli chodzi o regulację nadmiernego wydzielania sebum zauważyłam, że skóra mniej się błyszczy i dłużej pozostaje matowa w ciągu dnia, więc jest efekt także i w tym zakresie.


krem-analiza-skladu

Okropnie się rozpisałam, ale jestem bardzo zadowolona z kremu wzmacniającego tej nowej marki. Jeśli firma Bartos tak "startuje" na rynek, wróżę jej same sukcesy. Właśnie takich kosmetyków szukam, z sensowym składem, z ogromem składników aktywnych, działających na wielu płaszczyznach, uniwersalnych. Do tego pompka typu air-less, którą po prostu uwielbiam, choć faktycznie trzeba do niej przywyknąć. Nie przeraża mnie nawet cena, choć oczywiście gdybym miała coś do powiedzenia wolałabym, aby krem kosztował mniej :)

Znacie już produkty Bartos? Widziałyście je na targach kosmetyków naturalnych albo w internetach?

Tołpa, Sebio, Maska Czarny Detox do skóry tłustej i wrażliwej

Szał na czarne maski z węglem trwa w najlepsze. Coraz więcej firm stawia także na maseczki glinkowe (to akurat popieram z całego serca). A już idealnie kiedy glinka jest zmieszana z węglem, ponieważ takie połączenie jest wręcz wymarzone dla cery tłustej, mieszanej lub zanieczyszczonej, a jednocześnie wrażliwej. Oczywiście trzeba czytać składy, ponieważ tym dobrym składnikom często towarzyszą mniej pożądane, a czasem i kontrowersyjne. Dzisiaj mam dla Was recenzję maski, która dobrze oczyszcza, zwęża pory, ujednolica koloryt i lekko rozjaśnia cerę, a przy tym nie zapycha.


czarny-detox-maska

Tołpa, Dermo Face, Sebio, Czarna maska do cery tłustej, zanieczyszczonej

Producent obiecuje, że maska normalizuje pracę gruczołów łojowych, przyczyniając się do zmniejszenia produkcji sebum. Dodatkowo zmniejsza rozszerzone pory, redukuje niedoskonałości i zmniejsza zaczerwienienia. Na stronie Tołpy maska kosztuje 33zł/40ml, natomiast można ją dostać taniej np. w Empiku (ok. 25zł). Warto zwrócić uwagę, że kosmetyk należy zużyć w ciągu 3 miesięcy od otwarcia.

tolpa-czarna-maseczka

Skład: Aqua (woda), Kaolin (biała glinka; pochłania zanieczyszczenia, toksyny i metale ciężkie, oczyszcza i nie podrażnia), Glycerin (gliceryna, nawilża), Bentonite (glinka bentonitowa; pochłania sebum, oczyszcza, matuje, zwęża pory, wygładza, przyspiesza gojenie wyprysków), Peat Extract (borowina, detoksykuje i oczyszcza, działa przeciwzapalnie i bakteriobójczo), Hydrolyzed Algin (alginian sodu; roślinny humektant - wiąże wilgoć w naskórku i zagęstnik)), Zinc Sulfate (siarczan cynku; przyspiesza gojenie ran, dezynfekuje), Disodium EDTA (chelator, wiąże metale ciężkie, dzięki czemu nie dostają się do skóry, kobiety w ciąży powinny ograniczać ilość tego składnika), Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer (polimer filmotwórczy; zagęstnik i stabilizator), Parfum (kompozycja zapachowa), Charcoal Powder (węgiel aktywny; oczyszcza, normalizuje pracę gruczołów łojowych, zmniejsza niedoskonałości), Polyglyceryl-10 Stearate (emulgator, uwaga - często stosowany może nasilić trądzik, lepiej nie stosowac na uszkodzoną skórę oraz przez kobiety w ciąży), Polyglycerin-10 (humektant, nawilża), Polyglyceryl-10 Myristate (detergent, emolient i emulgator, bardzo komedogenny, może "zapychać"), Sodium Dehydroacetate (syntetyczny konserwant, bardzo silny, nie podrażnia), Citric Acid (kwas cytrynowy, regulator pH), Phenoxyethanol (konserwant, lepiej nie używać wielu kosmetyków z tym składnikiem), Caprylyl Glycol (glikol kaprylowy; bezpieczny emolient tłusty, może nasilać trądzik, jeśli jest często używany).

sklad-maseczki-tolpa

Większość składu jest więc bardzo ładna i nieprzypadkowa. Kilka kontrowersyjnych substancji występuje w minimalnej ilości (już po Parfum, więc można wnioskować, że poniżej 1% składu). Maska to głównie połączenie wody, dwóch glinek, ekstraktu z torfu (borowiny), cynku i alginianu, a także odrobiny węgla aktywnego - wszystkich substancji, które wskazane są do cery tłustej, zanieczyszczonej, trądzikowej, z rozszerzonymi porami czy produkującej w nadmiarze sebum.

maska-z-weglem

Już kiedyś pisałam, że bardzo lubię te aluminiowe tubki, które chronią dodatkowo zawartość przed bakteriami i ograniczają kontakt z powietrzem, co pozytywnie wpływa na trwałość kosmetyku. Całość kupujemy oczywiście w kartoniku, a szata graficzna jest przyjemna dla oka (jakże modny teraz motyw monstery!). Sporo informacji możemy przeczytać jeszcze przed użyciem z opakowania.

idealna-maska-do-tlustej-skory

Maska Czarny Detox tak naprawdę jest detoksem szarym - pewnie ze względu na dużą zawartość białej glinki oraz niewielką ilość węgla w składzie. Jeśli jako dzieci bawiliście się tworzeniem barw i mieszaniem różnych kolorów to wiecie o co chodzi :) Pasta, bo taką ma konsystencję, jest w sam raz, nie spływa ze skóry i dobrze się jej trzyma. Konsystencją bardzo przypomina mi dobrze rozrobioną glinkę, z tym że tutaj niczego nie trzeba mieszać - produkt jest gotowy do nałożenia od razu po wyciśnięciu z tubki. Zapach jest zdecydowanie przyjemny, lekko kwiatowy i pudrowy, średnio intensywny. Wyraźnie sztuczny, utrzymuje się na skórze przez większą część zabiegu, choć mi akurat nie przeszkadza.

Na szczęście maseczka nie podrażnia mojej skóry, tak jak miało to miejsce w przypadku peelingu enzymatycznego z tej samej serii Tołpy. Do peelingu robiłam kilka podejść i za każdym razem odczuwałam niesamowicie silne pieczenie skóry, które nie ustępowało z czasem (jak powinno być), a nawet utrzymywało się po zmyciu kosmetyku jeszcze przez 5-10 minut. Wiem natomiast, że wiele osób jest  z niego bardzo zadowolonych, a skład też jest w miarę sensowny.

maseczka-konsystencja-tolpa

Należy pamiętać, że maseczki nie nakładamy na podrażnioną skórę i miejsca z rankami (np. rozdrapane krostki). Będzie piekło! Teoretycznie maskę Czarny Detox trzymamy na twarzy 10 minut do zaschnięcia (zasychając jaśnieje) - po 10 minutach maska faktycznie mocno zasycha, aż nie można mówić ;). Zmywamy ją letnią wodą (pomagam sobie wacikami nasączonymi wodą, zwykle wystarczają 3 sztuki). Zmywa się dość dobrze, ale zaznaczam, że mam w tym wprawę. Jeśli potraktujemy produkt jak maskę glinkową warto ją lekko spryskiwać, aby nie dopuścić jednak do zaschnięcia (mimo, że biała glinka jest najdelikatniejsza, po zaschnięciu potrafi podrażniać).

czarna-maska-relaks
Po zmyciu maseczki buzia jest niesamowicie gładka i miła w dotyku, a skóra mięciutka i lepiej oczyszczona. Pory delikatnie przymknięte, ale bez nieprzyjemnego uczucia ściągnięcia (przynajmniej nie od razu). Ewentualne niedoskonałości są widocznie zmniejszone, przysuszone i jaśniejsze. Przy regularnym stosowaniu widzę zdecydowanie mniej zaskórników otwartych na nosie. Nie zauważyłam, aby "zapychała" pory. Maska ujednolica również koloryt, jeśli borykacie się z zaczerwienieniami, jak ja (głównie policzki) to warto spróbować. Efekt po jednym zabiegu utrzymuje się kilka godzin (standardowo). Wadą może być fakt, że jeśli nie nałożymy kolejnych kroków pielęgnacji w ciągu max. 10 minut możemy odczuć wzmożone uczucie ściągnięcia skóry oraz troszkę nieprzyjemne wysuszenie. Nie jest to produkt nawilżający, dlatego staram się zawsze w max. 5 minut skórę stonizować, a następnie nałożyć serum i krem - wtedy zdecydowanie nie odczuwam tych negatywnych skutków.

Podsumowując maska Tołpy z serii Sebio bardzo mi się spodobała. Mimo, że nie do końca jest to produkt naturalny, to większość składu faktycznie jest sensowna i skuteczna, dopasowana idealnie do cery tłustej i zanieczyszczonej. Działanie zdecydowanie spełnia moje oczekiwania. Znacie produkty Tołpy?

The Secret Soap Store, Peeling do ciała Argan & Goats

Uwielbiam peelingi! Dzięki nim skóra jest nie tylko miękka i gładka, ale poprzez masaż także jędrniejsza i sprężysta. Używam scrubów regularnie jeden lub dwa razy w tygodniu, w zależności od aktualnej kondycji skóry i, szczerze pisząc, jest to jeden z moich ulubionych zabiegów. Mam nadzieję, że Wasz także :) Chciałabym dzisiaj przedstawić Wam peeling marki The Secret Soap Store, który nie zostawia tłustej warstwy, a bardzo dobrze złuszcza martwy naskórek oraz posiada genialną konsystencję, a jednak nie jest kosmetykiem dla każdego.


peeling-sss

Peeling do ciała The Secret Soap Store

Producent przekonuje, że peeling jest kosmetykiem regeneracyjnym i odżywczym. Zawiera certyfikowany olej arganowy (niewiele, już po kompozycji zapachowej...), proteiny mleka koziego (też niewiele), masło shea (które w ogóle nie jest wymienione w INCI! może zmienili formułę?) oraz olej sojowy (jeden z najtańszych olei, często GMO). Produkt ma być ratunkiem dla skóry suchej i wrażliwej. Zadaniem kryształków cukru oraz soli jest delikatny masaż i złuszczenie zrogowaciałego naskórka oraz pobudzenie mikrokrążenia. Olej arganowy oraz proteiny mleczne mają złagodzić podrażnienia, zadbać jednocześnie o elastyczność i gładkość skóry, ujędrniać, odmładzać oraz nawilżyć i zregenerować naszą skórę. Produkt podobno delikatnie natłuszcza i odbudowuje płaszcz lipidowy.

body-scrub-peeling

Skład (ze strony producenta, ponieważ nie mam pudełka): Sucrose (cukier, drobinki peelingujące), Glycine Soja (Soybean) Oil (olej sojowy, tani emolient), Sodium Chloride (sól, peelinguje), Caprylic/Capric Triglyceride (bezpieczny emolient), Silica (krzemionka, naturalna, poprawia aplikację, ścierniwo), Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil (olej ze słodkich migdałów, emolient, wygładza, odżywia), Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil (olej z pestek winogron, lekki emolient, wygładza, natłuszcza), Polysorbate 20 (emulgator, także substancja myjąca, może być zanieczyszczony dioksanem), Persea Gratissima (Avocado) Oil (olej awokado, tłusty emolient, natłuszcza i odżywia skórę), Macadamia Ternifolia Seed Oil (olej makadamia, cenny emolient), Parfum (kompozycja zapachowa), Argania Spinosa Kernel Oil (olej arganowy, cenny emolient, odżywia skórę), Goat Milk (mleko kozie, nawilża, odżywia i kondycjonuje skórę), Tocopheryl Acetate (wit. E, antyutleniacz, chroni oleje przez zjełczeniem), MIPA-Laureth Sulfate (silny detergent, jak SLS i SLES, może wysuszać wrażliwą skórę, może podrażniać uszkodzoną skórę i alergizować, powinny go unikać kobiety w ciąży, karmiące oraz dzieci), Laureth-4 (silny detergent, może być zanieczyszczony, może powodować stany zapalne, nie powinny go używać kobiety w ciąży ani dzieci), Cocamide DEA (kolejny detergent, max. stężenie w kosmetyku to 0,5%, niebezpieczna dla kobiet w ciąży i podejrzewana o działanie kancerogenne), Phenoxyethanol (konserwant, lepiej żeby unikały go kobiety w ciąży i karmiące), Benzoic Acid (konserwant), Dehydroacetic Acid (łagodny konserwant), Citronellol, Limonene, Hydroxycitronellal, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Linalool (wszystkie wymienione na końcu substancje to poszczególne składniki kompozycji zapachowej, mogą powodować alergię).

peeling z arganem

Nie jest to więc kosmetyk naturalny ani tym bardziej nadający się dla kobiet w ciąży, karmiących czy dzieci (zresztą dzieci nie trzeba peelingować). Zawiera kilka niepewnych substancji, na szczęście pod koniec składu. Lepiej uważać na ten peeling, jeśli mamy wrażliwą, uszkodzoną lub podrażnioną skórę, ponieważ może nasilić przykre objawy. Jedynie osoby ze zdrową skórą mogą sobie pozwolić na jego stosowanie. Dodatkowo w produkcie są widoczne liczne drobinki brokatu, którego nie widać w składzie... Dodam, że opakowanie 200 ml kosztuje w standardowej cenie 59,99 zł.

konsystencja-peelingu

Konsystencja peelingu jest przegenialna! Dzięki temu, że jest bardzo miękka, produkt przyjemnie się nabiera i rozsmarowuje na skórze. Wyraźnie wyczuwalne są liczne drobinki, a jak widzieliście w składzie jest to scrub cukrowo-solny, dodatkowo wzbogacony także krzemionką, która również posiada właściwości ścierne oraz dodatkowo poprawiające lepkość. Wyraźnie widać mieniące się srebrem, liczne drobinki brokatu, które mi osobiście się nie podobają. Żółty kolor także zastanawia, ponieważ w INCI nie ma żadnego barwnika, być może jest to naturalny kolor, ale pewności nie ma (brokat też nie jest wymieniony, a jednak widoczny w produkcie). Zapach jest śliczny, egzotyczny i owocowy, ale nie za mocny i nie utrzymuje się długo na skórze.

ilosc-drobinek-peelingujacych

Peeling Argan & Goats dobrze się trzyma skóry, jakby delikatnie się do niej przykleja i nie spływa. Dzięki temu wykonanie masażu jest łatwe, nie trzeba się spieszyć ani niczego pilnować. Podczas masowania peeling zmienia barwę na białą (podobnie jak podczas demakijażu olejkiem z emulgatorem), dobrze się spłukuje, choć czasem pozostają pojedyncze drobinki. Brokat też się zmywa. Kryształki cukru i soli dokładnie złuszczają martwy naskórek, pozostawiając ciało gładkie, sprężyste, miękkie, ale nie nawilżone i nie natłuszczone! Skóra po zmyciu jest pozbawiona jakiejkolwiek warstwy, która świadczyłaby o pielęgnacji i wręcz błaga o balsam lub mleczko. Jest to po prostu peeling myjący, który pomoże pozbyć się martwego naskórka, ale nic poza tym.


Podsumowując nie napiszę, że jestem rozczarowana, ponieważ kosmetyk spełnia swoją podstawową funkcję: jest skutecznym, przyjemnym w użyciu scrubem do ciała. Ale nic więcej. Można go z powodzeniem używać także do masażu dłoni i stóp, ale absolutnie nie twarzy, ze względu na potencjalnie groźne składniki. Powinny go unikać kobiety w ciąży i karmiące. Czy jest to produkt wart 60 zł? Odpowiedź należy do Was.

Znacie kosmetyki marki The Secret Soap Store? Nie wiem dlaczego, ale kojarzą mi się trochę z Lushem, także mają dostępne produkty "na gałki" i składy z lekka udziwnione.

Ava, Koktajl młodości, Hydro Boost i Sebum Control pomaga tłustej cerze

Bardzo lubię sera do twarzy. W okolicach trzydziestki warto wprowadzić do pielęgnacji mocniej skoncentrowane produkty, ponieważ często sam krem to już za mało. Osobiście stosuję sera od ok. 25 roku życia i na stałe wpisały się już w moje wieczorne rytuały. Koktajle młodości marki Ava są właśnie rodzajem serum, przynajmniej ja je tak traktuję i używam. Każdy koktajl skupiony jest na innym problemie skóry. Jestem posiadaczką dwóch sztuk, które najlepiej odpowiadają skórze tłustej lub mieszanej czyli wersji S.O.S. Sebum Control, która ma za zadanie regulować wydzielanie sebum oraz wersji Hydro Boost, ekspresowo nawilżającej. Do dyspozycji mamy jeszcze opcję Time Reverse, działającą odmładzająco oraz Lifting Pearl, napinającą skórę. Jak się spisały koktajle na cerze mieszanej w kierunku tłustej, jaką posiadają konsystencję oraz, co najważniejsze, składniki aktywne?


koktaj-nawilzajacy

"Moje" wersje koktajli kosztują ok. 25 zł/ 30ml, natomiast dwie pozostałe są droższe (ok. 35 zł). Wszystkie zapakowane zostały w kartoniki, wewnątrz których znajdziemy ciemne, szklane buteleczki z pipetką (kroplomierzem). Bardzo lubię takie opakowania, ponieważ wpływa to na ograniczenie dostępu światła do produktu, a co za tym idzie trwałość. Swoich koktajli nie trzymam w lodówce, stoją w łazience na półeczce.

serum-nawilzajace-do-twarzy

Składy: Koktajle zawierają dużo cennych składników aktywnych, ale i całą gamę konserwantów. Szczegółowy skład na zdjęciu.

Formuła Hydro Boost oparta jest o mieszankę wody, nawilżającej gliceryny oraz Propylene Glycol (m.in. ułatwia przeniknięcie innych substancji głębiej w skórę, może podrażniać, substancja synteteyczna). Dalej mamy m.in. betaglukan (bezpieczny antyoksydant, nawilża, regeneruje, zwiększa odporność skóry na alergeny), mocznik (silnie nawilża), alantoina (łagodzi podrażnienia, koi), kwas hialuronowy (nawilża, napina), glicyna (łagodzi, koi, nawilża), lizyna (nawilża, antyoksydant), kwas mlekowy (nawilża), glukoza (ogranicza odparowanie wody). Dalej kilka konserwantów, zagęstnik i chelator (wiąże metale ciężkie) oraz kompozycja zapachowa.

Formuła S.O.S. Sebum Control oparta jest o mieszankę wody, nawilżającej gliceryny oraz azeloglicynę (pochodna kwasu azelainowego, normalizuje wydzielanie sebum, działa antybakteryjnie, przeciwzapalnie, rozjaśniająco i nawilżająco). Dalej mamy m.in. cenny sok z aloesu (nawilża, koi, łagodzi), niacynamid (zwęża pory, ogranicza wydzielanie sebum, oczyszcza), panthenol (łagodzi podrażnienia), mocznik, glukozę, alantoina, lizyna, kwas mlekowy, konserwanty, zagęstnik i chelator, pod sam koniec olejek eteryczny z drzewka herbacianego (działa regulująco i antytrądzikowo, silnie antybakteryjny) i składnik kompozycji zapachowej.

sklady-koktajli-ava

Nawilżanie cery tłustej i mieszanej

Koktaj młodości nawilżający, teoretycznie przeznaczony jest do cery suchej, podrażnionej. Jednak większość cer wymaga nawilżania, te mieszane czy tłuste również. Bardzo często nadmierne wydzielanie sebum wynika właśnie z niedostatecznego nawilżenia, a czasem wręcz odwodnienia skóry. Skóra broni się przed tym próbując "oddzielić" się od wysuszającego środowiska właśnie warstwą sebum, ograniczyć odparowanie na zewnątrz. Dlatego często używając mocno matujących, szczególnie z dużą zawartością alkoholu, produktów jesteśmy zadowoleni jedynie przez krótki okres czasu. Po kilku dniach lub tygodniach skóra wydziela jeszcze więcej sebum i błędne koło się zamyka. O wiele skuteczniejsze jest nawilżanie cery, co sprawdziłam zresztą na sobie i co potwierdza wiele posiadaczek o podobnym problemach skórnych.


nawilzajacy-koktajl-ava

Ava, Koktajl Młodości, S.O.S. Sebum Control, Regulacja wydzielania sebum

Serum regulujące pachnie olejkiem z drzewka herbacianego. Choć zapach jest dość delikatny i jakby przytłumiony, nie każdemu się spodoba. Akurat mnie nie przeszkadza, znam zapach olejku 100% i też mnie nie przeraża. Na pocieszenie dodam, że aromat ten szybko się ulatnia i nie pozostaje na skórze.  Serum szybko się wchłania, nie tłuści, choć pozostawia na skórze leciutko błyszczącą powłoczkę, nie znika do całkowitego matu. Dlatego koktajl Sebum Control stosowałam tylko na noc, najczęściej metodą "na mokro" (czyli na wilgotną skórę np. od hydrolatu). Po ponad miesiącu stosowania zauważyłam bardzo delikatny wpływ na ograniczenie sebum, mam wrażenie, że dużo lepiej w tym zakresie zadziałała wersja Hydro Boost, którą stosowałam wcześniej. Na pewno wersja regulująca posiada świetnie skomponowany skład, który zwęża znacząco pory, dzięki czemu skóra wygląda na wygładzoną i młodszą. Działa także antybakteryjnie, dzięki czemu praktycznie nie wyskakują niespodzianki, a już posiadane znikają szybciej i bez śladu. Serum można z powodzeniem stosować nie tylko na całą twarz, ale i te partie ciała, na których mamy problem z wypryskami (np. dekolt, plecy, pośladki, łydki, a nawet skórę głowy). To sprawia, że produkt jest bardzo uniwersalny.

regulujace-sebum-serum

Ava, Koktajl młodości, Hydro Boost, Efekt ekspresowego nawilżenia

Nawilżające serum o przyjemnym, kwiatowym zapachu. Zapach jest raczej sztuczny i utrzymuje się dłuższą chwilę na skórze, ale umila aplikację. Kottajl Hydro Boost błyskawicznie się wchłania i już po kilku minutach wyraźnie wyczuwam lekkie napięcie skóry, poprawę nawilżenia i elastyczności. W składzie znajdziemy sporo substancji aktywnych o działaniu głęboko nawilżającym i kojącym. Produkt doskonale nadaje się zarówno na dzień pod makijaż, jak i na noc. Na dzień wklepuję je w skórę po uprzednim użyciu toniku, czasem na jeszcze wilgotną twarz, a czasem osuszoną - nie zauważyłam większej równicy. Następnie wklepuję krem z filtrem (mamy mnóstwo słońca obecnie) i dopiero robię makijaż. Można też spróbować nakładać na nie minerały, ponieważ nie zostawia tłustej warstwy, do której podkład sypki by się przyklejał, tworząc plamy. Mam wrażenie, że koktajl nawilżający wpływa pozytywnie na matowienie skóry, dłużej wygląda świeżo i promiennie w ciągu dnia. Oczywiście można go także nakładać na noc pod krem, wtedy zwykle stosuję metodę "na mokro". Odkąd używam tego serum moja cera znacząco się poprawiła, mniej się błyszczy, wreszcie zaczyna być uregulowana. Prawie zużyłam już całe opakowanie, tak je lubię :)

koktajle-mlodosci-konsystencja

Konsystencja obu produktów jest gość lejąca, delikatnie żelowa, trochę spływająca ze skóry. Na szczęście używa się jedynie kilka kropel, które wklepuje się w twarz, szyję i ewentualnie dekolt, a następnie delikatnie wmasowuje okrężnymi ruchami. Dzięki swojej lekkości koktajle szybko wnikają w skórę i nie pozostawiają tłustej powłoki. Oba produkty są niesamowicie wydajne. Wystarczają na kilka miesięcy, w zależności od tego, jak często po nie sięgamy. Mnie nie podrażniły ani nie uczuliły.

nawilzajace-regulujace-serum


Podsumowując znalazłam kolejne serum marki AVA, które niesamowicie polubiłam. Do Hydro Boost na pewno wrócę, tym bardziej, że 25 zł to cena zachęcająca (u mnie są w Hebe). Dodajmy do tego serię Eco Linea, w której jestem zakochana po uszy (genialne, naturalne składy!) oraz serum z wit. C, do którego często wracam, a wyjdzie nam, ża marka ma wiele do zaoferowania.

Znacie kosmetyki AVA? Co polecacie jeszcze do wypróbowania?

Beauty by Bloggers, Pierwsze warsztaty dla blogerów

Spotkania i konferencje blogerskie

W ostatnich latach powstało mnóstwo świetnych inicjatyw dedykowanych blogerom. Nie zgłaszam się jednak za często na spotkania blogerskie (właściwie przez 4 lata blogowania byłam tylko na dwóch, w tym jednym nietypowym, bo połączonym z ogólnodostępnymi panelami, a drugim własnym, naturalnym). Jeżdżę natomiast na konferencje, szczególnie Meet Beauty (dla blogerów kosmetycznych) oraz od 2017r. na See Bloggers. Robię to, aby się czegoś nowego nauczyć, poznać nowości kosmetyczne oraz poznać innych blogerów/vlogerów - to trzy najważniejsze dla mnie sprawy. Wszystkie te gratisy, gifty, dary losu, o których niektórzy lubią złośliwie plotkować, są dla mnie jedynie miłym dodatkiem, ale mniej istotnym. Kto mnie zna ten doskonale wie, że na co dzień normalnie pracuję, blog jest moim hobby. Większość opisywanych kosmetyków normalnie kupuję za swoje pieniądze, a nawet jeśli współpracuję, moje opinie są takie same, jakbym kosmetyk kupiła sama - dla mnie najważniejsza jest szczerość i uczciwość recenzji! Dlatego też, jak tylko zobaczyłam, że Ania z bloga Kolorowy Kraj wraz z marką Paul Mitchell organizuje pierwsze warsztaty dla blogerów wiedziałam, że się zgłoszę. To jest właśnie inicjatywa, która mnie przekonuje. Tak właśnie w niedzielę 13 maja wylądowałam w Hotelu Sound Garden w Warszawie. A co tam robiłam?



Warsztaty paznokciowe

Pierwsze warsztaty poprowadziły bardzo sympatyczne osoby reprezentujące Chiodo Pro, markę lakierów hybrydowych. Na przygotowanych stanowiskach miałyśmy do dyspozycji lampy, różne kolory lakierów, w tym z kolekcji Edyty Górniak, bazę, top, pędzelki do zdobień - słowem wszystko, aby się uczyć zdobień. Ćwiczyłyśmy typowo letnie wzory: palmy na tle zachodzącego słońca, ombre i eteryczne kwiaty. Fajnie, że mogłyśmy zobaczyć krok po kroku jak wykonać poszczególne zdobienia, spróbować same, podpytać. Nie powiem, nauczyłam się nowej techniki rozmywania topem, więc jestem bardzo zadowolona :) Na koniec dostałyśmy po dwa lakiery, bazę oraz top, który nie wymaga przemywania cleanerem (jest genialny! pięknie błyszczy przez całe dwa tygodnie), a także krem do rąk. Świetne warsztaty, a hybrydy jak wiecie lubię i robię od lat!



Warsztaty makijażowe

Po krótkiej przerwie przyszedł czas na make up. Warsztaty poprowadziła ekipa Paese. Doskonale znam pudry do twarzy tej marki, natomiast nie miałam do tej pory styczności z innymi kosmetykami. Paese oferuje kilka perełek np. korektor pod oczy (idealny też do cut crease), cienie, pomadki, niesamowite wręcz pigmenty! Oczywiście każda z nas miała już na sobie makijaż, więc malowałyśmy face chart. To był mój pierwszy raz z kolorowaniem "kartki" i powiem Wam, że to wcale nie jest proste! Trudno się blenduje, tłustsze kosmetyki robią plamy, przyklejają się i wyglądają nieestetycznie. Zdecydowanie wolę malować skórę ;) Dodatkowo mogłyśmy sprawdzić każdy kosmetyk marki, zobaczyć jak komponuje się odcień na naszej skórze. Bardzo podobało mi się także, że poznałyśmy kilka tricków makijażowych, m.in. jak użyć jednego kosmetyku do makijażu kilku części twarzy (np.brzoskwiniowa pomadka na usta, powiekę, a nawet policzki). Każda z nas dostała paczuszkę z cieniami, pomadkami oraz pudrem, a także jeszcze jeden face chart do ćwiczeń w domu ;)



Warsztaty włosowe

Po kolejnej przerwie na warsztatach rządził stylista gwiazd Łukasz Urbański, którego możecie kojarzyć m.in. z programu "Druga twarz". Zdradził nam kilka tricków na fryzury, jak np. to, że aby fryzura dobrze się trzymała należy najpierw wetrzeć we włosy tonę lakieru, suchego szamponu i co tam jeszcze macie pod ręką, aby włosy nie były śliskie i gładkie. Osobiście nie lubię mieć brudnych włosów, więc podziwiałam zmagania koleżanek blogerek, plecenie warkoczy oraz często bardzo pomysłowe fryzury Łukasza. Mogłyśmy też poznać kosmetyki marki Paul Mitchell, tym bardziej, że dostałyśmy zestaw do pielęgnacji (szampon oraz odżywkę), a także miniaturki lakieru i suchego szamponu.



Pomysły na fryzury były dość szalone i wakacyjne. Zdecydowanie prym wiodły warkocze i warkoczyki, wysokie upięcia i... wsuwki. Zwłaszcza kolorowe i w dużych ilościach, które same w sobie miały być ozdobą. Oczywiście jak ze wszystkim - jednym się podoba, innym nie, ale na pewno zwraca uwagę i zaskakuje, a to chyba też jest efekt wart zachodu ;)

Atmosfera na warsztatach była bardzo luźna, wesoła, spontaniczna. Nie czuło się żadnego napięcia, a w takim klimacie o wiele łatwiej się uczyć, eksperymentować i gadać z innymi blogerkami. Jak zawsze cudownie było spotkać wiele znajomych twarzy jak Dianę (na zdjęciu obok), a także poznać w realu te, które już znałam on-line: na zdjęciu poniżej z lewej: Magda (racjapielegnacja.pl) oraz Natalia (subiektywnepiekno.pl). Na ostatnim zdjęciu znów Diana (chanceleee.pl), Sylwia (czerwonousta.pl), Wiola (niewyparzonapudernica.pl), Sylwia (czokomorena.pl) oraz Agnieszka (agnieszka-jozwowska.pl).


Świetnie się bawiłam i jest to kolejna inicjatywa, w której wzięłam udział z czystą przyjemnością. Możliwość nauczenia się czegoś nowego, zwłaszcza, że wszystkie tematy są jak najbardziej w moich (i Waszych) zainteresowaniach sprawia, że chętnie wybrałabym się także na drugą edycję. Niestety mnie nie będzie, ale może Wy macie ochotę? Druga edycja już 7 lipca w Katowicach! Wystarczy do 6.06 wysłać maila pt. "BbB Katowice 2018" na beautybybloggers@gmail.com z linkami do bloga/YT, FB i IG, średniomiesięczny zasięg oraz krótkie uzasadnienie dlaczego chcesz wziąć udział. Powodzenia, bo warto!
Moje zdjęcie
CosmetiCosmos
Witaj na CosmetiCosmos.pl! Mam na imię Aneta i od kilku lat interesuję się kosmetykami i ich składami, szczególnie naturalnymi. Szukam prawdziwych perełek, lubię polskie manufaktury, kręcę też własne kremy. Interesują mnie także eko środki czystości. Mam nadzieję, że znajdziesz tu coś ciekawego dla siebie (polecam wyszukiwarkę). Kontakt ze mną: cosmeticosmos@gmail.com

Jestem tutaj