Ostatnio wiele się mówi o czytaniu składów kosmetyków, aby uniknąć kupowania "bubli" i "samej chemii" w pięknym opakowaniu. Czasem jednak łatwiej powiedzieć niż zrobić, zwłaszcza jeśli się nie zna na pamięć wszystkich możliwych składników, bardzo często o kosmicznych nazwach. Kto to zapamięta? Czy przed zakupem kremu trzeba poświęcić pół godziny (oby tylko!) na dokładne studiowanie poszczególnych składników w internecie? Czy to w ogóle ma sens?
PS. Bardzo nie lubię popularnego określenia "bubel". Dlaczego? Dla jednego "bubel", a dla innego hit, nie ma kosmetyków dobrych dla wszystkich i nie znam też ani jednego, który jest dla każdego "beznadziejny". Możemy być oczywiście niezadowolone z jakiegoś działania, zapachu czy składnika, ale to nie znaczy, że kosmetyk "jest do bani", tylko że u nas się po prostu nie sprawdza :)
PS 2. "Sama chemia" to większość tego, co nas otacza, co jemy i co tworzy nasze organizmy. Chemia to w ogromnym skrócie nauka badająca naturę i właściwości substancji w niej występujących. Jest fascynująca, uwielbiałam ten przedmiot, podobnie jak laboratorium na kierunku ochrona środowiska. Używanie określenia "chemia" w kontekście negatywnym to jakieś nieporozumienie i bezsensowny skrót myślowy :)
Gdzie szukać składu kosmetyku - INCI?
W Polsce według prawa producent ma
obowiązek wykazać skład kosmetyku na jego opakowaniu. Czasem zdarza się,
że opakowanie np. tuszu do rzęs jest zbyt małe, w takim przypadku
możesz poprosić ekspedientkę w drogerii o udostępnienie Ci ulotki ze składem lub poszukać go w
internecie. Zdarza się też, że skład jest ukryty pod naklejką.
Skład to inaczej INCI (International Nomenclature of Cosmetic Ingredients). Użyte substancje określone są w języku angielskim oraz, w przypadku nazw roślin, po łacinie. Jest to nazewnictwo uniwersalne, więc kupując kosmetyk np. we Włoszech równie dobrze poradzisz sobie z określeniem składu. Niektórzy polscy producenci określają także skład po polsku.
Jak czytać skład kosmetyku - INCI?
Przede wszystkim warto pamiętać, że producenci mają obowiązek wykazywać skład w kolejności od składników, których jest w kosmetyku najwięcej do tych użytych najmniej. Dopiero składniki, których zawartość nie przekracza 1% mogą być wykazane w dowolnej kolejności (na samym końcu). Jeśli więc wg INCI na pierwszym miejscu jest Aqua, to właśnie wody jest najwięcej. A skoro jest woda to będą też konserwanty, które mają uniemożliwić namnażanie się bakterii w tej wodzie. Prosta logika.
Jak manipulować składem kosmetyku - INCI?
Z tym 1% jest zamieszanie, ponieważ dowolna kolejność ułatwia... manipulowanie składem. Wystarczy, że w formule użyto kilku ekstraktów i konserwantów w ilości poniżej 1% i już można podać "ładniejszy" skład wypisując ekstrakty PRZED konserwantami, nawet jeśli jest ich w całej formule 0,0015%. Dlatego czytając składy tak naprawdę... niewiele wiemy! Mało tego, same półprodukty często składają się z kilku różnych substancji - przykładowo ekstrakt rozpuszczony w glikolu (który dodatkowo pełni funkcję promotora przenikania) i zakonserwowany. Jeden półprodukt, a producent ma obowiązek wykazać w INCI trzy różne substancje! Tak to działa, więc NIE ZNAJĄC SKŁADU PROCENTOWEGO MOŻEMY JEDYNIE PRZYPUSZCZAĆ I DOMYŚLAĆ SIĘ.
Dlatego często czytając na różnych grupach analizujących składy tekst w stylu "tego i tego jest malutko, bo jest po fenoksyetanolu" wiem, że to nie do końca tak musi być. Bo to co jest przed fenoksyetanolem też może być w ilości minimalnej :) Zależy jak producent ułoży INCI - zgodnie z prawem :) Przykład?
Załóżmy istnienie serum o składzie:
woda, kwas hialuronowy, ekstrakt 1, ekstrakt 2, gliceryna (w której rozpuszczono ekstrakty), konserwant 1, konserwant 2. Załóżmy, że wszystko po wodzie jest w ilości max. 1%, więc DOKŁADNIE TEN SAM SKŁAD można opisać też i tak:
woda, konserwant 2, konserwant 1, gliceryna, ekstrakt 1, ekstrakt 2. Ten skład zostanie "zjechany", podczas gdy pierwszy IDENTYCZNY pochwalony. Rozumiecie o co mi chodzi?
Dlaczego warto czytać skład - INCI?
Nie musisz znać wszystkich możliwych substancji chemicznych. Poza nazwami i ogólnym działaniem TYLKO TEGO JEDNEGO SKŁADNIKA i ewentualnie zapamiętaniem najefektywniejszego stężenia musiałabyś znać jeszcze wszelkie możliwe interakcje z każdym innym składnikiem. Przecież w jednym tylko kremie może występować ok. 20-30 różnych substancji, a te z kolei potrafią wzmacniać lub osłabiać działanie innych składników. Warto więc zwrócić uwagę przede wszystkim na to, czego CHCESZ Z RÓŻNYCH WZGLĘDÓW UNIKAĆ. Czy ze względu na alergię, tzw. "zapychanie" (działanie komedogenne i aknegenne), podrażnienia lub nieodpowiedni wpływ na skórę (przykładowo substancje wysuszające czy matujące na skórę suchą).
Czy konserwanty są złe?
Można przykładowo unikać kosmetyków, w których jest nadmiar konserwantów lub występują takie, które Cię uczulają. Większość konserwantów jest dobrze przebadana i teoretycznie bezpieczna, ale nie trafiłam na badanie wpływu nakładania na skórę mieszaniny kilku różnych konserwantów i tak dzień w dzień przez kilka/naście lat. Czy zastanawiasz się czasem ile właściwie w ciągu tylko jednego dnia konserwantów w siebie wcierasz? Są w żelu pod prysznic, balsamie, kremie do rąk, do twarzy, stóp, szamponie, odżywce, toniku, podkładzie, tuszu do rzęs, pomadce... Natomiast nie neguję tego, że konserwanty są niezbędne dla naszego bezpieczeństwa i nie zgodzę się z tym, że konserwanty są tylko dla producentów (aby kosmetyk mógł dłużej stać na półce, aż ktoś go kupi). Konserwanty są najbardziej potrzebne już po otwarciu kosmetyku! Wtedy dostaje się do niego powietrze (które przecież nie jest sterylne!), a produkt nabieramy rękoma przenosząc na niego bakterie itp. Jeśli nie jesteś pewien co do parabenów czy fenoksyetanolu (których nie unikam całkowicie, jeśli są w kosmetyku, który chcę wypróbować, ALE minimalizuję ilość produktów używanych w tym samym czasie) to wybierz takie, w których ich nie ma. Teraz mamy ogromny wybór, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Kosmetyki naturalne mogą być certyfikowane (ECOCERT, COSMOS) lub nie, dlatego warto zerknąć w skład :)
Czy parafina szkodzi?
Osobiście unikam także parafiny i innych olei mineralnych, zwłaszcza w kosmetykach do twarzy (w INCI np. Paraffinum Liquidum, Paraffin Oil, Mineral Oil, Petrolatum). Nie dlatego, że są trujące i odkładają się w organizmie (ciekawe jak, skoro mają duże cząsteczki i nie ma szans, żeby wniknęły przez skórę), ale dlatego, że pozostawiają nieprzepuszczalną warstwę na skórze, która cerze tłustej i mieszanej robi więcej szkody niż pożytku. Parafina i pochodne często "zapycha" pory (oficjalne badania temu zaprzeczają, ale wiele osób zauważa - w tym ja sama - że produkty z parafiną zwiększają ryzyko powstawania "czarnych kropek", krostek, podskórnych gul), sprzyja też trądzikowi, tworząc środowisko idealne do rozwoju bakterii. Wydobycie i przetwarzanie parafiny jest też nieekologiczne.
Alkohol w kosmetykach
W produktach do twarzy unikam także alkoholu (samo Alcohol lub Alcohol denat), który niepotrzebnie wysusza skórę, usuwając naturalny płaszcz lipidowy, przez co skóra staje się nieelastyczna, sucha i szybciej powstają zmarszczki, choć w niektórych formułach działanie alkoholu eliminują emolienty. UWAGA. Alkohol może być też pochodzenia naturalnego i występować w tańszych kosmetykach naturalnych (np. marka Alterra z Rossmanna).
To wszystko wyczytuję w INCI jeszcze przed zakupem kosmetyku.
Czego szukać w składzie?
Przede wszystkim warto szukać substancji aktywnych. To będą m.in. te nazwy łacińskie oraz kończące się na "extract" lub "oil" (oprócz mineral oil). Także kwas hialuronowy, witaminy, komórki macierzyste np. jabłek, naturalne masła m.in. shea. Im wcześniej w składzie tym prawdopodobnie w kosmetyku jest ich więcej i mają szansę zadziałać na naszą skórę. Ale tu znowu uwaga - bardzo wielu substancji aktywnych nie może być w kosmetyku zbyt wiele, ponieważ wysokie stężenie może działać niekorzystnie na skórę, podrażniać ją.
Czego unikać w składzie?
Najlepiej unikać kosmetyków z dużą zawartością (lub w ogóle z zawartością) substancji, których głównym zadaniem nie jest maksymalne nawilżenie, odżywienie lub ochrona skóry, a jedynie stworzenie lub utrzymanie odpowiedniego wyglądu jak konsystencja, zapach, kolor.
Szczególnie zwróć uwagę na:
- Parafinę i inne oleje mineralne (Paraffinum Liquidum, Paraffin Oil, Mineral Oil, Petrolatum, więcej na ten temat wspomniałam wyżej, tanie wypełniacze zwiększające pojemność kosmetyku).
- Wysuszający alkohol (samo Alcohol lub Alcohol Denat., ponieważ związki alkoholi to zupełnie inne substancje (np. Cetyl Alcohol to emolient, który zmiękcza i wygładza skórę).
- Konserwanty w nadmiarze (pewna dawka bezpiecznych konserwantów jest konieczna jeśli formuła zawiera wodę; nie sądzę abyś miała ochotę nakładać na siebie bakterie i pleśń, skoro możesz tego uniknąć).
- Pochodne formaldehydu (silnie alergizują, nawet po kilku latach na pozór bezszkodowego używania, u mnie objawia się to silnym łzawieniem oczu oraz drapaniem w gardle).
- Mikroplastik (np. sztuczne drobinki w peelingach, brokat w maseczkach), które nam nic złego nie zrobią, ale nie rozpuszczają się jak sól czy cukier, przedostają się więc do wód powierzchniowych, gdzie są zjadane przez zwierzęta i niszczą środowisko.
MIKROPLASTIK W KOSMETYKACH:
1. kopolimer akrylowy (Acrylates Copolymer, AC),
2. krospolimer akrylowy (Acrylates Crosspolymer, ACS),
3. NYLON (12, Nylon-6, Nylon-66, PA),
4. polipropylen (Polypropylene, PP),
5. poliamid (Polyamid),
6. poliimid (Polyimide, Polyimid-1, PI),
7. polietylen-co-octan winylu (Ethylene-Vinyl Acetate, EVA),
8. polikwaternium-7 (Polyquaternium-7, P-7),
9. POLYESTER-1 (Polyester, Polyester-1, Polyester-11, PES),
10. POLYETHYLENE (polietylen, PE),
11. POLYETHYLENE TEREPHTHALATE (politereftalan etylenu, PET, PETE),
12. POLYURETHANE (poliuretan - Polyurethane, Polyurethane-2, Polyurethane-14, Polyurethane-35, PUR, PU)
- Alergeny czyli np. nadmiaru substancji zapachowych i barwników, choć substancje naturalne także potrafią uczulać.
- Silikony (np. Cyclopentasiloxane), w zależności od cery potrafią mniej lub bardziej "zapychać" pory, a stosowane na włosy maskują ich prawdziwy stan, wygładzają włosy tylko wizualnie do czasu ich umycia, ALE z drugiej strony zabezpieczają końcówki przed uszkodzeniami mechanicznymi. Pamiętając, że włos jest martwy wiemy, że nie da się go trwale "skleić", można więc zabezpieczać go silikonami lub naturalnymi olejami, z tą różnicą, że silikony często są "suche", natomiast oleje niestety mogą przetłuszczać i "obciążać" kosmyki. Świetne rezultaty daje natomiast REGULARNE olejowanie włosów, które potrafi uelastycznić końcówki (słowo klucz to regularność).
- syntetyczne SLS, SLES, a także naturalne ALS czy SCS (z kokosa) czyli substancje silnie odtłuszczające, wysuszające i podrażniające skórę, szeroko stosowane m.in. w szamponach i żelach pod prysznic. Nie każda skóra źle na nie reaguje, ale często problem pojawia się właśnie po kilku latach regularnego stosowania tych substancji. U mnie nietolerancja na powyższe objawia się swędzeniem skóry po prysznicu.
Dlaczego nie warto czytać składu?
Brzmi przewrotnie, ale jest w tym ziarenko prawdy. Dlaczego? Ponieważ sama robię własne kremy, peelingi, balsamy i inne kosmetyki więc wiem, jak trudno jest opracować idealną formułę. Nie chodzi tylko o konsystencję kosmetyku, ale także np. o dozwolone stężenie, rozpuszczalność, pH produktu. To naprawdę nie jest proste, nie dziwię się więc producentom, którzy strzegą swoich tajemnic. Wynika z tego to, że nigdy nie wiemy ile dokładnie danego składnika jest w formule. Owszem, zdarza się, ze producent napisze na opakowaniu np. 5% Urea, ale to tylko jeden składnik z wielu, a czasem baaaardzo wielu. Dlatego IDENTYCZNY skład wykazany w INCI może mieć zarówno bogate, tłuste masło do ciała jak i leciutki, szybko się wchłaniający krem do twarzy. Warto traktować skład poglądowo i podchodzić do niego ze zdrowym rozsądkiem.
Chciałabym znać skład, ale to dla mnie zbyt wiele...
Nie martw się, z pomocą może przyjść Ci... technologia. W ostatnim czasie powstało kilka aplikacji do "analizy" składu (na zdjęciu niżej print screen z Cosmetic Scan). Szczerze mówiąc nie jestem fanką tego typu apek, ponieważ nie są dokładne, mają mnóstwo błędów i nigdy nie przeanalizują składu kosmetyku pod kątem... Ciebie. Przykładowo aplikacja po zeskanowaniu kodu produktu, pokaże Ci m.in. ile dany kosmetyk zawiera substancji komedogennych ("zapychających"), a ile potencjalnych alergenów. Tylko, że to jest wszystko tylko hipotetyczne, ponieważ zawartość alergenów nie oznacza, że masz na nie alergię (często uczulają moje ukochane, w pełni naturalne olejki eteryczne, które mi absolutnie nic złego nie robią, a są cennym źródłem substancji aktywnych!). Lepiej traktować te aplikacje tylko jak jeden z etapów sprawdzania kosmetyków, ale nie wyrocznię. Najlepiej nauczyć się samemu co nam służy, a co nie i w ten sposób dobierać produkty :(
Na koniec chciałabym zauważyć, że każdy mój czy Twój wybór w drogerii jest bardzo ważny. Producenci bacznie przyglądają się naszym zakupom i poglądom konsumentów. Jeżeli sprzedaż naturalnych, teoretycznie bezpieczniejszych i bardziej aktywnych kosmetyków wzrośnie - zapewniam, że wzrośnie także podaż, czyli Twój wybór. Tak działa rynek. Do Ciebie należy przyszłość. Wybierajmy świadomie.
EDIT 2019 rok: Tak oto Bielenda, Soraya, Bandi i kilka innych popularnych marek stworzyła całe serie bez substancji kontrowersyjnych :)