White Flowers, Kosmetyki naturalne do pielęgnacji ciała z Rossmanna - recenzja, opinia
Naturalne kosmetyki z Rossmanna
Rossmann jest największą siecią drogerii na terenie Polski, więc nic dziwnego, że często pytacie co warto w niej kupić. Czy znacie polską markę kosmetyków z błotem i solą znad Morza Martwego White Flowers? Kosmetyki bardzo aktywne, z minerałami wpływającymi na stan skóry przy dłuższym stosowaniu. Najcenniejsze, od wieków znane właściwości kosmetyczne i terapeutyczne błota, soli i wody z Morza Martwego przeniesione w przyjemnej formie do naszych łazienek (nie wiem dlaczego, ale lubię pisać takie rzeczy :D). Produkty bogate w minerały i pierwiastki np.: magnez, potas, wapń, żelazo, mangan, bromki, siarczany, węglany i wiele innych. Przy regularnym użyciu nie tylko nie podrażniają wrażliwej skóry ciała (sprawdziłam!), a nawet twarzy (tu raczej sporadycznie, np. na wakacjach), ale i potrafią wpłynąć na jej stan oraz wzmocnić naturalną odporność na czynniki zewnętrzne. Przekonałam się o tym sama... na własnej skórze! Skórze, którą wiele myjadeł podrażnia, która jest podatna na swędzenie (SLS, SLES a nawet naturalny SCS doprowadzają mnie do szału!).
White Flowers, Naturalny żel pod prysznic
W plastikowej, przezroczystej tubie znajdziemy beżowy żel pod prysznic. Zapach kwiatowy, dość intensywny, umila prysznic i przez dłuższą chwilę utrzymuje się na skórze. Plus jest też taki, że całe pomieszczenie po kąpieli pachnie kwiatowo, więc nie mogę powiedzieć, że zapach jest słaby. Minusem może być natomiast konsystencja, która jest rzadka, dużo rzadsza niż większość tego typu produktów. Trzeba nauczyć się ostrożnego dozowania. Początkowo mnie to irytowało, jednak po kilku użyciach już nie, szczególnie, że po kąpieli nie swędzi skóra, a to dla mnie najważniejsze! Konsystencja może też wpływać na wydajność, szczególnie, że żel słabo się pieni ze względu na użyty bardzo łagodny dla skóry, biodegradowalny detergent z kokosa. Osobiście zupełnie mi to nie przeszkadza - "konieczność" gęstej piany pod prysznicem wmówiły nam reklamy, tymczasem produkty bez niej w zupełności myją skórę! Żel White Flowers ma jeszcze jedną, niebagatelną zaletę - skóra po umyciu nie jest wysuszona, nawet na moich suchych łydkach się nie łuszczy i nie wymaga szybkiego balsamowania. Do tej pory zużyłam już 2 całe opakowania tego żelu i na pewno kupię jeszcze nie raz. W Rossmannie kosztuje ok. 17 zł/250 ml (często jest w promocji).Skład: Aqua, Lauryl Glucoside (bardzo łagodny detergent z kokosa), Maris Limus (100% błota z Morza Martwego), Glycerine (nawilża), Cocamidopropyl Betaine (detergent z kokosa, może przesuszać wrażliwą skórę), Algae Extract (wyciąg z alg, nawilża, koi i odżywia), Parfum (kompozycja zapachowa), Potassium Cocoate (emulgator z kokosa), Xanthan Gum (naturalny zagęstnik), Citric Acid (kwas cytrynowy, regulator pH), Benzyl Alcohol (naturalny konserwant i składnik kompozycji zapachowej o aromacie jaśminu, zdarza się, że uczula), Potassium Sorbate, Sodium Benzoate (dwa konserwanty dopuszczone do stosowania w kosmetykach naturalnych).
White Flowers, Naturalny peeling myjący pod prysznic
Peeling myjący to produkt 2w1 - mamy tu żel oczyszczający z drobinkami, dającymi efekt peelingu mechanicznego. Konsystencja również jest rzadka, a całość praktycznie się nie pieni. Kolor beżowy (błotko), tylko ciemniejszy niż żelu ze względu na zawartość naprawdę licznych drobinek (puder z pestek oliwek). Drobinek jest dużo, ale są niewielkie, przez co dokładnie oczyszczają skórę, delikatnie ją tylko "drapiąc". Peeling pozostawia skórę miękką, gładką i pachnącą. Zapach jest również kwiatowy, ale z trochę inną nutą niż żel pod prysznic. Produktu używałam co kilka dni po prostu jako peelingu, z tym, że nie trzeba przedtem myć skóry samym żelem, co przyspiesza wieczorny prysznic. Drobinek jest tak dużo, że po użyciu peelingu myjącego trzeba naprawdę dobrze spłukać wannę, inaczej wszędzie zostaje "piasek". Nie przeszkadza mi to jakoś mocno, ponieważ łatwo i szybko się usuwają, a ja i tak wannę spłukuję regularnie. Przed użyciem warto butelką porządnie wstrząsnąć! Minusem może być też plastikowe opakowanie (PET). Kosztuje ok. 17 zł/250 ml.Skład: Aqua (woda), Olea Europea Seed Powder (puder z pestek oliwek, drobinki, peeling mechaniczny), Coco-Glucoside (delikatny detergent z kokosa), Maris Limus (100% błoto z Morza Martwego), Gliceryna (nawilża, pomaga zatrzymać wodę w skórze), Cocamidopropyl Betaine (delikatny detergent), Sodium Cocoyl Glutamate (naturalna substancja myjąca), Disodium Cocoyl Glutamate (delikatna substancja myjąca), Glyceryl Oleate (naturalny emulgator z oliwy z oliwek), Parfum (kompozycja zapachowa), Xanthan Gum (zagęstnik), Citric Acid (kwasek cytrynowy, regulator pH), Sodium Benzoate, Potassium Sorbate (konserwanty dopuszczone do stosowania w kosmetykach naturalnych).
White Flowers, Naturalny peeling solno-błotny z Morza Martwego do ciała
Gęsty peeling w brązowym kolorze, z licznymi solnymi drobinkami. Opakowanie plastikowe, pod zakrętką znajduje się dodatkowe zabezpieczenie w postaci sreberka. Sól nie rozpuszcza się zbyt szybko, więc spokojnie możemy pomasować skórę dłużej, aby uzyskać lepszy efekt wygładzenia i dać czas minerałom na działanie. Niestety nie jest zbyt wydajny, u mnie opakowanie 300 g wystarczyło na jakieś 5-6 zabiegów (3 tygodnie, ale używałam go do masażu całych nóg, pośladków, brzucha i rąk aż do ramion). Zawartość błota z Morza Martwego objawia się też w zapachu - pewnie nie wszystkim się to spodoba, ale mnie jakoś bardzo nie odstrasza, tym bardziej, że działanie jest świetne! Zaznaczę również, że peeling solno-błotny White Flowers to konkretny zdzierak, gdzie drobinki są mocno wyczuwalne, przez co otrzymujemy efekt energicznego, pobudzającego krążenie masażu skóry! Jest to idealny produkt do pielęgnacji ud, pośladków i ewentualnie brzucha, gdzie chcemy troszkę pobudzić tkankę tłuszczową i poprawić ukrwienie. Jednocześnie zawartość olei roślinnych (m.in. kokosowego, z pestek winogron, arganowego) wspiera pielęgnację skórę, nie dopuszczając do jej przesuszenia przez sól. Po zmyciu drobinek wodą na skórze wyczuwalna jest bardzo delikatna, otulająca otoczka - nie mająca nic wspólnego z ciężką, tłustą warstwą, jak można by się spodziewać. Spokojnie można zrezygnować z balsamu lub wręcz przeciwnie - nałożyć coś "antycellulitowego" lub po prostu nawilżającego, ale konieczności nie ma. Kosztuje ok. 15 zł/300 ml.Skład: Maris Sal (sól z Morza Martwego), Sodium Chloride (sól), Maris Limus (błoto z Morza Martwego), Maris Aqua (woda morska), Cocos Nucifera (Coconuit) Oil (olej kokosowy), Vitis Vinifera Seed Oil (olej z pestek winogron), Argania Spinosa Kernel Oil (olej arganowy), Cocamidopropyl Betaine (detergent z kokosa, może wysuszać), Glycerin (gliceryna, nawilża), Tocopheryl Acetate (wit. E, uelastycznia skórę, chroni oleje przed jełczeniem), Benzyl Alcohol (konserwant), Benzoic Acid (konserwant), Citrus Sinensis (oleje z pomarańczy), Syzygium Aromaticum (olejek goździkowy), Eugenol, D-Limonene, Linalol (składniki naturalnych olejków, mogące uczulać).
White Flowers, Błoto z Morza Martwego
Czyste, 100% błoto z Morza Martwego. Dla tego błota właśnie wielu turystów jeździ nad najbardziej zasolone morze świata - słynie w końcu z właściwości oczyszczających i zawartości minerałów. Nad brzegiem morza ludzie rozsmarowują błoto dosłownie wszędzie - od stóp, przez całe ciało, a nawet twarz i włosy (info od koleżanki z pracy, która osobiście była, widziała i też smarowała :D). Błotko ma podobno także właściwości lecznicze, polecane szczególnie przy łojotoku, łuszczycy, AZS, trądziku, stanach zapalnych, alergiach skórnych, chorobach stawów. W Polsce możemy je bez problemu kupić... w Rossmannie. Plastikowy słoiczek, dodatkowo zabezpieczony sreberkiem kosztuje 28 zł/500 g. Wydajność zależy od tego na jakie części ciała chcecie je nakładać - na całe dosłownie ciało wystarczy raptem na kilka użyć. Z kolei na najbardziej newralgiczne miejsca tzn. uda, pośladki, kolana i maseczkę na twarz - na wiele dłużej. Należy pamiętać, że od otwarcia mamy aż 9 miesięcy na zużycie produktu, ale raczej nie czekajmy aż tyle.Przed użyciem błotka należy je dokładnie wymieszać, ponieważ u góry zbiera się woda morska - to jest całkowicie naturalne zjawisko. Błotko mieszam drewnianą szpatułką do uzyskania jednorodnej konsystencji i koloru. Konsystencja po wymieszaniu jest wystarczająco gęsta, aby dobrze trzymać się skóry i nie spływać. Podejrzewam, że zastanawiacie się "jak niby nałożyć to na ciało?" - ja też się zastanawiałam :D Mamy co najmniej dwie możliwości, z czego moją ulubioną jest po prostu leżenie... w suchej wannie (bez wody). Rozsmarowuję błoto na skórze całego ciała i po prostu leniuchuje w wannie, nie musząc się martwić, że coś pobrudzę. Drugi sposób nada się tylko, gdy chcemy nałożyć błoto na konkretne części ciała np. uda - smarujemy i owijamy folią spożywczą. Jeśli stosujemy błoto na twarz jako maseczkę oczyszczająco-detoksykującą, dostarczającą minerałów nie musimy się przejmować - można w niej spokojnie chodzić, choć dla pewności można na błotko nałożyć "suchy mask sheet" (do kupienia w formie tabletek na AliExpress lub Hebe), zwilżony zwykłą wodą.
Po nałożeniu błota na ciało nie czuję żadnych atrakcji, natomiast na skórze twarzy czuję jednak delikatne mrowienie, które po kilku minutach znika. Dlatego warto zrobić próbę uczuleniową i sprawdzić jak skóra zareaguje. Błotko naprawdę bardzo dobrze oczyszcza skórę, pozostawiając ją gładką, z przymkniętymi ładnie porami, przyjemną w dotyku, miękką, chociaż troszeczkę wysuszoną (po zabiegu cera zdecydowanie wymaga nawilżenia). Producent na opakowaniu podaje, że błoto można pozostawić do całkowitego zaschnięcia, ale wtedy jest bardzo trudno je zmyć. Dlatego ja troszkę traktuję je jak glinkę i staram się co jakiś czas delikatnie spryskać twarz wodą. Dzięki temu zabiegowi łatwiej zmyć maseczkę, a jednocześnie zmniejsza się szansa na podrażnienie. Kiedy błotko stosuję na całe ciało po zabiegu biorę zwyczajnie letni prysznic z delikatnym żelem lub spłukuję ciało samą wodą. Jest to czyste błoto bez dodatków, wobec czego nie tylko wygląda jak błoto, ale tak też pachnie :) Kosztuje ok. 28 zł/500 g.
Skład: „Maris Limus” (100% błoto z Morza Martwego) (100% błoto z Morza Martwego).
White Flowers, Naturalne mydło solankowe z Morza Martwego
Ultra wydajne i delikatne mydło w płynie. Skład jest dosyć łagodny, zawiera m.in. wodę z Morza Martwego, nawilżającą glicerynę, Potassium Cocoate - delikatny środek myjący z kokosa. Zaskakująca jest kompozycja zapachowa, która jest dosyć egzotyczna - kojarzy mi się z jakimiś wschodnimi perfumami, krótko mówiąc, jest orientalna. Musiałam do niej przywyknąć, bo nie wiedzieć dlaczego początkowo zupełnie zapach mi nie pasował do tego mydła :D Produkt jest niesamowicie wydajny, choć zaznaczę, że mydło używałam tylko do mycia rąk, co robię często (za często nawet, moja skóra trochę na tym cierpi, ale nie umiem inaczej). Niby "tylko" 300 ml wystarczyło na kilka tygodni codziennego używania przez dwie osoby, co jest bardzo dobrym wynikiem! Konsystencja w sam raz, niezbyt rzadka i nie za gęsta. Kolor biały i z perłowym połyskiem (mika). Potrafi zasychać na wylocie pompki, przez co czasem "pluje", najlepiej usuwać te "farfocle" przed użyciem. Największym plusem mydełka jest to, że zupełnie nie wysusza skóry, a to jest bardzo ważne kiedy się często myje dłonie. Pozostawia skórę dokładnie oczyszczoną, egzotycznie pachnącą, miłą w dotyku. Kosztuje niewiele, w zapasie mam już kolejną sztukę! Kosztuje ok. 13 zł/300 ml.Skład: Aqua (woda), Potassium Cocoate (łagodny detergent z kokosa), Glycerin (gliceryna, nawilża), Maris Aqua (woda morska), Hydroxypropyl Methylcellulose (pochodna celulozy, zagęstnik), Parfum (kompozycja zapachowa), Eugenol, Limonene, Linalool, Lilial, Hexylcinnamaldehyde, Coumarin (składniki kompozycji zapachowej, naturalne i syntetyczne, potencjalne alergeny), Mica (naturalny minerał, nadaje mydełku perłowej barwy), CI 77891 (biały barwnik, dwutlenek tytanu, chroni przed promieniami UVA i UVB), Tin Oxide (tlenek cyny, naturalny barwnik, perłowy pigment, chroni przed promieniami UV).
White Flowers, Mydło błotno-solne w kostce z Morza Martwego
Mydełko w kostce, którym można, według producenta, myć całe ciało, a nawet twarz, również z cerą wrażliwą i problematyczną. Osobiście nie myłam nim nigdy twarzy (ze względu na wyższe pH), więc w tym temacie się nie wypowiem. Popytałam o nie trochę i okazuje się, że sporo osób używa go właśnie głównie do twarzy, nawet mężczyźni! Przeciwników mydeł w kostce jest tyle samo co zwolenników, więc pozostawiam decyzję każdemu z Was z osobna - najlepiej wiecie co Wam służy, a co nie. Skład podobny do "prawdziwego" szarego mydła, naturalny, ale z kompozycją zapachową, pH zasadowe.Mydło kupimy w kartoniku. Wewnątrz znajdziemy ciemno szarą kostkę o delikatnym zapachu, nieco męskim, orzeźwiającym. Mydło jest twarde, nie rozmięka, ale potrafi pękać. Całkiem dobrze się pieni. Dzięki zawartości drobinek soli można nim wykonać także peeling. Jest bardzo wydajne dzięki konsystencji. Pozostawia skórę dobrze oczyszczoną, delikatnie pachnącą, jednak potrafi troszkę ją ściągnąć - balsam wskazany, ale nie na zasadzie "teraz natychmiast, bo oszaleję". Potrafi też brudzić mydelniczkę lub wannę. Niemniej jeśli szukacie naturalnej, łatwo dostępnej i w dodatku taniej kostki do mycia - warto spróbować. U mnie najlepiej sprawdza się do rąk lub ciała, ponieważ dzięki drobinkom soli dodatkowo wygładza skórę. Kosztuje ok. 8 zł/100 g.
Skład: Sodium Palmate (detergent z oleju palmowego, o zasadowym pH, może podrażniać oczy), Sodium Kernelate (naturalne sole stosowane w mydłach, dzięki którym kostka ma gładszą konsystencję i łatwiej się jej używa), Aqua (woda), Maris Limus (błoto z Morza Martwego), Glycerin (nawilża), Parfum (kompozycja zapachowa), Eugenol, Limonene, Linalool, Lilial, Hexylcinnamaldehyde, Coumarin (wszystkie to potencjalne alergeny z kompozycji zapachowej, pochodzenia naturalnego lub syntetycznego), Sodium Chloride (sól), CI 77268:1 (naturalny czarny barwnik).
White Flowers, Sól do kąpieli z Morza Martwego
Sól z Morza Martwego 100%, wysoko zmineralizowana, bezzapachowa, w saszetce 500 g. Soli używałam do kąpieli i domowego SPA, wsypując ją do wanny wraz z ulubionymi olejkami eterycznymi (działanie aromaterapeutyczne). Sól przyjemnie zmiękcza skórę i sprawia, że jest lepiej odżywiona. Podobno regularnie stosowana pomaga ujędrnić i wygładzić ciało, przynajmniej takie zabiegi proponują różne ośrodki profesjonalnego SPA :) Podobno też odstresowuje, pomaga się zrelaksować i wyciszyć (trudno mi to ocenić, bo podobną funkcję pełnią dla mnie olejki eteryczne). Wydajność zależy od częstotliwości stosowania - na jedną kąpiel w wannie, według producenta, powinny wystarczyć 2-3 łyżki soli, temperatura wody ok. 38 stopni. Zalecana długość kąpieli to ok. 30 min. Osobiście soli dodawałam zdecydowanie więcej, nawet 2 garści (mam dużą wannę!), a mimo to opakowanie wystarczyło mi na całkiem długo. Drobinki soli są duże, nieregularne. Na jej bazie można zrobić ładny prezent DIY - wystarczy dodać suszone płatki kwiatów np. lawendy, nagietka, odrobinę olejków eterycznych i zamknąć w ozdobnym słoju. Kosztuje ok. 13 zł/500 g.Skład: Maris Sal (100% sól z Morza Martwego). 93-97% Carnallite KCl.MgCl2.6H2O - wysoko zmineralizowana sól karnalitowa, o wysokiej zawartości potasu i magnezu, 3-7% NaCl). Skład przebadany na Wydziale Farmaceutycznym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Sól do stóp z Morza Martwego z dodatkiem oleju z czarnuszki i jojoba
Sól wysoko zmineralizowana o niesamowicie przyjemnym, bardzo rześkim i odświeżającym zapachu. Dzięki zawartości naturalnych olejków eterycznych (z drzewa herbacianego, trawy cytrynowej i miętowy), a także charakterystycznego zapachu oleju z czarnuszki i oleju jojoba świetnie odświeża stopy i nadaje im przyjemny zapach. Sól sprawia, że gruba skóra stóp jest bardziej odporna na bakterie i grzyby, zmniejsza nadmierną potliwość, a także pomaga w walce ze zrogowaceniami oraz pękającymi piętami. Opakowanie o wadze 500 g trzeba zużyć w ciągu trzech miesięcy, a sól jest bardzo wydajna, więc nie ma co jej sobie żałować. Zdarzało mi się także dodawać ją do kąpieli całego ciała, szczególnie w upały, bo fajnie ochładza skórę. Trzeba wtedy koniecznie pamiętać, żeby nie nasypać jej do wanny za dużo (2 łyżki max.), by nie podrażnić wrażliwszej skóry (rezygnuję już wtedy z dodatku olejków eterycznych!). Sól szybko się rozpuszcza w ciepłej wodzie, nie wysusza i nie ściąga skóry. Świetny zabieg przed pedicure. Kosztuje ok. 14 zł/500 g.Skład: Maris Sal (100% sól z Morza Martwego), Nigella Sativa Seed Oil (olej z czarnuszki), Cocamidopropyl Betaine (detergent z kokosa, może przesuszać skórę wrażliwą), Cymbopogon Schoenanthus Oil (eteryczny olejek z trawy cytrynowej), Melaleuca Alternifolia (Tea Tree) Leaf Oil (eteryczny olejek z drzewa herbacianego), Mentha Piperita (Peppermint) Oil (eteryczny olejek miętowy), D-Limonene, Linalool, Geraniol, Citral (naturalne składniki kompozycji zapachowej, potencjalne alergeny).
Wszystkie kosmetyki dostałam od producenta, który był sponsorem spotkania dla blogerek naturalnych Nature of Woman (organizuję je wspólnie ze Stazyjką). Od tego czasu niektóre kosmetyki kupiłam ponownie już sama, aby mieć je w zapasie, bo tak je polubiłam.
Widocznego na zdjęciach Savon Noir czyli naturalnego czarnego mydła z oliwek nie używałam. Lubię mydła z oliwek, jednak obecnie stosuję je rzadko, co przy absurdalnej wydajności tego typu produktów sprawiło, że przeznaczyłam je do wygrania w konkursie (już się skończył). Mam nadzieję, że zwyciężczyni jest z niego zadowolona :) Jeśli chcecie poczytać o czarnych mydłach zapraszam do kliknięcia linku poniżej:
Gdybym miała podsumować kosmetyki marki White Flowers powiedziałabym tak: wypróbujcie! Nie są wcale drogie, mają naturalne składy (nie mam tylko pewności co do kompozycji zapachowej niektórych produktów) i są łatwo dostępne (Rossmann). Często widzę je też w promocji. Moimi ulubieńcami zostały solankowe mydło w płynie oraz żel i peeling myjący do ciała - świetne, niewysuszające produkty, po których nie swędzi mnie skóra! Podobnie sól z Morza Martwego zostanie ze mną na dłużej jako bardzo uniwersalny produkt, który może być bazą niejednego domowego SPA.
Znacie kosmetyki White Flowers? "Rzuciły" się Wam już w oczy w Rossmannie?
Bardzo ciekawa seria. Miałam kiedyś sól do kąpieli, była fantastyczna w działaniu :)
OdpowiedzUsuńTeż ją bardzo lubię. Tu mamy pewność, że to oryginalna sól z Morza Martwego, bo czytałam, że jest dużo nie końca pewnych źródeł :)
UsuńNa taki peeling na pewno bym się skusiła.
OdpowiedzUsuńSporo już czytałam o tej marce. Podoba mi się oferta :)
OdpowiedzUsuńA mnie właśnie Savon Noir najbardziej ciekawiło :P. Markę oczywiście kojarzę, choć nic nie próbowałam. Raczej omijam solne kosmetyki, peelingi itp. źle działają na moją skórę :)
OdpowiedzUsuńMam kilka z nich :) Skusił mnie m.in peeling, który właśnie ze względu na swój zapach budzi we mnie mieszane uczucia
OdpowiedzUsuńTypowe błotko, może masz jakieś olejki eteryczne, żeby dodać kilka kropel? :)
UsuńNie miałam kosmetyków z tej marki.
OdpowiedzUsuńMarkę kojarzę, ale jakoś nigdy mnie nie zaciekawiła na tyle, aby się przyjrzeć im produktom w Rossmannie. Ciekawią mnie żel pod prysznic oraz sole najbardziej :)
OdpowiedzUsuńDo tej pory jakoś nie zdarzyło mi się jeszcze mieć któryś z tych kosmetyków. Muszę z ciekawości zerknąć w ich stronę..
OdpowiedzUsuńWielokrotnie widywałam te kosmetyki, ale nie miałam pojęcia, że jest to polska marka i to jeszcze kosmetyków naturalnych, bowiem nigdy nie przyglądałam im się bliżej. Chętnie nadrobię to niedopatrzenie :)
OdpowiedzUsuńNie znam tych kosmetyków, ale żel zapisuję na listę zakupów po zużyciu moich obecnych. Chciałabym coś, co nie wysusza, ma dobry skład i jest dostępne ;) Więc ten żel wydaje się idealny. Za to błotko chyba by mnie nie przekonało :p dużo roboty z nakładaniem :p i zapach błota...
OdpowiedzUsuńAle mydło w płynie też trafia na moją listę ;)
Nie znam tej marki, nie widziałam jakoś. ;) Ale lubię maski z minerałami z Morza Martwego.
OdpowiedzUsuń