Jesienne, hybrydowe zdobienie paznokci

Dzisiejszy wpis będzie dotyczył zdobienia paznokci i choć często się bawię lakierami, chyba po raz pierwszy piszę o tym tu, na blogu. Za to na Instagramie często pokazuję aktualne pazurki, więc jeśli lubicie być na bieżąco serdecznie Was tam zapraszam. Ostatnio miałam ochotę zrobić coś typowo jesienno-zimowego, choć długo się zastanawiałam jak miałoby to wyglądać. Czy postawić na listki czy już pierwszy śnieg? A może zainspirować się deszczem albo też mglistymi porankami? Postawiłam wreszcie na... kratkę, która przyjemnie kojarzy mi się z cieplutkim szalikiem oraz złoto, ponieważ jak wiadomo jesienna szata drzew mieni się w ciepłych barwach. Do zdobienia użyłam lakierożelu hybrydowego, naklejek i innych gadżetów z oferty hurtowni kosmetycznej Syda Nails. Zapraszam


Do zdobienia użyłam między innymi:

Lakierożel hybrydowy Charbonne

Plastikowa buteleczka jest bardzo lekka. Wewnątrz jest sporo mniej lakieru niż u konkurencyjnych marek, ale też koszt nie jest wysoki. 5ml kosztuje 6,99 zł i na pewno nam nie stwardnieje zanim zdążymy go zużyć. Fajnie, że w sumie za niewiele możemy kupić różne kolory. Mój perłowo-szary kolor nr 104 utwardza się bardzo szybko i dobrze trzyma aż do usunięcia. Nie odpryskuje, a do pełnego pokrycia wystarczają dwie cienkie warstwy. Dobrze się utwardza zarówno w lampie LED jak i UV, bez problemu się także usuwa.

Gąbeczka jest wygodna, miękka i standardowo wchłania pewną ilość lakieru, ale bardzo wygodnie się nią operuje. Kosztuje 1,19 zł.

Naklejki wodne zna chyba każda maniaczka zdobienia paznokci, ponieważ dzięki nim naprawdę łatwo i szybko można uzyskać skomplikowany wzór bez użycia pędzelków i niedanych prób. Kosztują dosłownie grosze, a mnogość wzorów oszałamia!

Naklejane szablony do zdobień umożliwiają wykonanie równych wzorów na paznokciach. Te srebrne ze zdjęcia poniżej niestety nie trzymają się paznokcia idealnie, na szczęście te czarne są świetne, więc zdecydowanie je polecam.

 
Po nałożeniu bazy Neo Nail, którą bardzo lubię, utwardziłam całość w lampie zamówionej z chińskiej stronki (kosztowała grosze!). Uwielbiam w hybrydach to, że nawet przy samej bazie uzyskuję zdecydowanie twardsze i pięknie błyszczące paznokcie, przy czym blask ten się nie wyciera.


Następnie nałożyłam jedną cieniutką warstwę lakierożelu hybrydowego Charbonne. Jedna warstwa daje całkiem ładny, jednolity efekt bladej szarości. Odcień, który posiadam zawiera w sobie miniaturowe niebieskie drobinki, które w świetle dziennym pozostają niewidoczne. Natomiast przy sztucznym delikatnie się skrzą, ale naprawdę subtelnie, nie jest to brokat.



Lakierożel Charbonne ma świetny pędzelek, który nie nabiera zbyt dużo produktu, więc nie zdarzyło mi się zalać nim skórek. Jest nieźle napigmentowany i ma fajną gęstość, nie jest zbyt rzadki. Szybko maluje się nim paznokcie właściwie bez poprawek.


Zawsze maluję także brzegi paznokcia, to zdecydowanie poprawia trwałość hybryd.


Następnie wycięłam dwa kawałki naklejki wodnej z motywem kraty, chwilę namoczyłam je w miseczce z wodą, rozłączyłam i odpowiednio nałożyłam na paznokieć dokładnie wygładzając fałdki.


Brzegi przy skórkach wyrównałam przy pomocy patyczka kosmetycznego nasączonego zmywaczem do paznokci.


Jeżeli lubicie naklejki wodne polecam Wam zakup pęsety, takiej jak na zdjęciu poniżej (czarna). Zdecydowanie ułatwia ona umieszczenie naklejki dokładnie w tym miejscu, w którym chcemy. Swoją kupiłam w dwupaku na chińskiej stronce za grosze.


Do innego zdobienia chciałam wykorzystać naklejane szablony. Najpierw postawiłam na te srebrne i niestety nie byłam zadowolona.


Szablon srebrny słabo trzyma się lakieru, trochę przesuwa, odstaje, zwłaszcza na końcówkach. Nie pomogło przycięcie go do rozmiaru paznokcia. Ale uparłam się i wypróbowałam.


Na gąbeczkę nałożyłam brąz od Neo Nail, który solo jest doskonale napigmentowanym lakierem hybrydowym. Posiadam odcień Rosy Brown. Delikatnie stemplowałam paznokieć ze srebrnym szablonem, następnie to samo zrobiłam z czerwonym odcieniem od Neess. Z efektu kompletnie nie byłam zadowolona, wrócę do tego jeszcze później.


Na kciuka nakleiłam szablon czarny i ten zdecydowanie bardziej polecam. Świetnie trzyma się lakieru, nie odstaje. Do stemplowania użyłam oczywiście gąbeczki oraz chińskiego lakieru hybrydowego Blink w kolorze złota z drobinkami. Polecam przed utwardzaniem zdjąć szablon, wtedy ewentualnie można coś jeszcze poprawić.


Na paznokcie bez zdobień nałożyłam drugą cienką warstwę szarego lakierożelu Charbonne, utwardziłam. Następnie wszystkie pazurki potraktowałam topem Neo Nail, który jest bardziej gęsty od bazy, ale też świetnie się nakłada i nie zalewa skórek. Daje piękny, równy połysk, który się nie ściera. Całość utwardziłam w lampie używając podwójnego czasu naświetlania. Na skórki nałożyłam oliwkę Neo Nail.



Uzyskany efekt, jak wspomniałam, nie do końca mi odpowiadał, ponieważ zdobienie środkowego palca wyglądało, jakby mi się coś rozmazało. Postanowiłam dodać więc jeszcze jedną warstwę złota, zostawiając celowo prześwity delikatnych pasków.


Ostatecznie moje jesienne zdobienie z kratką i złotem wyszło tak:


Jeżeli nie robiłyście jeszcze nigdy paznokci hybrydowych, a chciałybyście zacząć i zastanawiacie się nad zakupem własnego zestawu do paznokci, zapraszam do przeczytania posta



A Wy jakie macie obecnie pazurki? Podoba Wam się taka kratka na zdobieniu?

Ekocuda: relacja z pierwszych w Polsce targów kosmetyków naturalnych

W ubiegłą niedzielę 20 listopada miałam przyjemność uczestniczyć w ciekawym wydarzeniu, jakim niewątpliwie były pierwsze w Polsce targi kosmetyków naturalnych EKOCUDA. Idea jest, muszę przyznać, świetna i bardzo mi bliska, więc od razu wiedziałam, że jak tylko nic nie stanie mi na przeszkodzie zjawię się w Domu Towarowym Braci Jabłkowskich w Warszawie i na własne oczy zobaczę jak wygląda impreza. Wstęp? Wolny! Żadnych biletów :)


Nad wyborem miejsca targów mogę powiedzieć tylko, że ma ono swoje plusy i minusy. Według mnie lokalizacja w centrum jest minusem dla osób zmotoryzowanych (np. mnie), ponieważ nawet w weekend trudno znaleźć miejsce parkingowe. Za to dla poruszających się komunikacją miejską dojazd  jest łatwy i to praktycznie z każdej części stolicy.


John Masters Organics zaskoczyło mnie swoimi... kremami do rąk. Świetne, niecodzienne zapachy wręcz zachwycają, a połączenie limonki i świerku niesamowicie przypadł mi do gustu! 

Drugi minus to oświetlenie, które z niektórych miejscach było żółte, w innych wręcz rażące i niebieskawe, a w jeszcze innych bardzo, bardzo słabe. Myślę, że widać to na zdjęciach. Przez tak nierównomierne oświetlenie miałam wrażenie, że niektóre stoiska stoją "w kącie", były słabo widoczne i mniej oblegane przez odwiedzających czy klientów, jakby niedostrzeżone.


Orientana to marka znana mi już z kilku produktów. Miałam nadzieję kupić maskę  w płachcie, ale nie zdążyłam - rozeszły się zanim przybyłam. Dostałam za to próbki, w tym genialnego kremu do twarzy z kurkumą. Na stoisku można było przetestować praktycznie każdy kosmetyk marki :)

Plusem, i to ogromnym, jest jak zawsze kontakt z osobami, które pracują dla marek na co dzień. Dlatego lubię targi kosmetyczne - mogę zadać nurtujące mnie pytania, być na bieżąco z nowościami, sprawdzić zapachy, konsystencję czy skład. Dodatkowo niektóre marki oferują swoje cudeńka w wyjątkowo atrakcyjnych cenach, co jest charakterystycznie szczególnie dla Sylveco :)


Sylveco jak wiecie uwielbiam, podobnie Biolaven i Vianek. Z dwóch pierwszych marek miałam już praktycznie wszystkie dostępne kosmetyki, teraz nadrabiam w asortymencie Vianka (zachwyca mnie seria pomarańczowa!).  Dokupiłam sobie dwie pomadki brzozowe po... 5zł, choć polowałam na ukochany peeling, którego niestety zabrakło (dobrze, że mam w zapasach).


Zaciekawiło mnie kilka nowych dla mnie marek kosmetyków. Niektóre miały jedynie 2-3 produkty, za to dopracowane i dopieszczone do granic możliwości. Tak było w przypadku Melli Care, które pierwszy raz miałam okazję poznać: krem do rąk, krem do stóp i peeling to na razie cała oferta, ale za to jaka. Zapachy idą tu w parze z fajną konsystencją, a i składy, z tego co pamiętam, są całkiem przyjemne.


Iva Natura od jakiegoś czasu szturmem toruje sobie drogę wśród polskich internetów. Sympatyczna  rozmowa i wypróbowanie na dłoni ich słynnej czarnej, organicznej maski do twarzy zaowocowało nabyciem tejże do domowych testów. Mam też krem do stóp Iva Natura, mam więc nadzieję, że poradzi sobie z moimi nieznośnymi stopami. Kosmetyki te są napakowane ziołowymi ekstraktami, a całe składy prezentują się przyjemnie. Posiadają też certyfikaty.


Stoisko Na Piękne Włosy było tak oblegane, że nie udało mi się porozmawiać o sposobach na puszenie. Oczywiście żałuję, choć jednocześnie gratuluję też popularności :)


Włoskie stoisko wyróżniało się  natomiast kolorami i szerokim asortymentem. Tu nie kojarzyłam ani jednej marki zarówno z kolorówki, jak i pielęgnacji. Stoisko należało do sklepu internetowego Verdissimi, a po drugiej stronie stał sympatyczny Włoch. Kusiły mnie kolorowe kredki (zdjęcie niżej), ale ostatecznie zrezygnowałam, bo choć przepięknie prezentowały się na ręku, to okazały się raczej nietrwałe. Kupiłam za to szampon do włosów, zobaczymy jak się spisze.


Wytwórnia mydła szczególnie kusiła mnie balsamami do ust, choć ostatecznie zrezygnowałam ze względu na ogromne zapasy takich mazideł. W przyszłości natomiast na pewno  wypróbuję coś tej marki, bo składy zachęcają :)


Zuii Organics prezentowało się przepięknie, choć przez cały czas stoisko było... puste.  Na targach kręciłam się w tą i z powrotem 3 godziny i ani razu nie widziałam nikogo, kogo można by zapytać o cokolwiek. Szkoda, bo ich kwiatowe cudeńka ogromnie mnie kuszą. Cóż, może innym razem :)


Za to Annabelle Minerals i Lily Lolo były oblegane tak, że z trudem zrobiłam zdjęcia. Popularność mineralnego makijażu jest wręcz porażająca i w sumie bardzo mnie cieszy. Sama mam sporą gromadkę minerałów i je uwielbiam!


Z marką Jan Barba Natura pierwszy raz zetknęłam się na Instagramie. Od razu zachwyciłam się ich wspaniałymi składami, w szczególności toniku ziołowego. Wiem, że będzie mój! Co ciekawe tonik pachnie niezwykle subtelnie, więc powinny być z niego zadowolone także zdeklarowane przeciwniczki naturalnych zapachów.


Hitem tego stoiska były przeurocze aloesy, które pokazywałam Wam też na moim Instagramie. Prawda, że śliczne?


Dworzysk zachwycił mnie natomiast misternymi cudeńkami: peelingami, olejkiem lawendowym, świecami i kulami do kąpieli. Wszystko co lubię w jednym miejscu. Różnorodna oferta i skromne etykiety sprawiły, że miałam ochotę kupić wszystko. Lawendowo mi :)


Oczywiście to nie wszystkie stoiska wystawców, było ich łącznie ok. 70. Przeważały ciekawe, niszowe marki dbające o składy, ale nie wszystkim obecnym tam firmom przyznałabym miano naturalnych. Pewnie wiecie jak jest, ale przypomnę, że w Polsce nie ma ustawowej regulacji określającej zasady mianowania kosmetyków naturalnymi, więc niektóre marki nieładnie to wykorzystują i nazywają tak zwykłe, tradycyjne kosmetyki. Taka jest prawda, obserwuję to w naszych drogeriach. Nie dajcie się więc nabierać, czytajcie składy :)

Poniżej przedstawiam moje skarby z targów. Czarną maskę IVA NATURA już odpaliłam, na pewno to wiecie jeśli obserwujecie mnie na Instagramie :D


Podsumowując EKOCUDA uważam za udane i wyrażam nadzieję, że druga edycja także się odbędzie. Cieszy mnie coraz większe zainteresowanie polskiego społeczeństwa tą tematyką, bo dzięki temu powstaje coraz więcej fajnych, nowych marek, a ludzie czytają składy - nareszcie nie czułam się jak głupek oglądając opakowanie z każdej strony, by znaleźć INCI ;)

Byłyście? Macie ochotę się wybrać na kolejną edycję?

Przegląd ciekawych książek o kosmetyce i diy na długie, jesienne wieczory

Jak zdążyliście się zorientować ciekawi mnie pielęgnacja skóry, kosmetologia, składy mazideł itp. Staram się ciągle rozwijać w tych dziedzinach, poszerzać swoją wiedzę, upewniać co do własnych spostrzeżeń, inspirować. Z tego powodu czytam sporo blogów, ale i książek. Sama posiadam kilka ciekawych pozycji w zbiorach, a kolejne do przeczytania mam już upatrzone. Zapraszam Was dzisiaj na na moją subiektywną listę polecanych lektur na długie jesienne wieczory, dla urozmaicenia tematyki powieści, romansów i kryminałów ;)


1. "Szczęśliwa skóra" Adina Griogore

"To prawdziwa skarbnica wiedzy! Nigdy wcześniej nie spotkałam się z równie praktycznymi poradami dotyczącymi sposobu odżywiania korzystnego dla skóry i całego organizmu, tworzenia domowych kosmetyków oraz czytania etykiet gotowych produktów. Zgadzam się z autorką - czasem warto się zatrzymać, posłuchać głosu własnego ciała i przyjrzeć się dokładnie temu, co naprawdę nam służy. Szczęśliwa skóra jest w zasięgu ręki i to bez wydawania fortuny." (Reni Jusis, wokalistka, autorka błoga Ekomama.pl).
"Szczęśliwa skóra" to jedna z moich pierwszych książek w tej tematyce. Polecam ją każdej początkującej, świadomej konsumentce, zainteresowanej faktyczną wiedzą, a nie oglądaniem kolorowych obrazków. Napisana przyjaznym, dostępnym językiem, pomaga uświadomić sobie ścisły związek między dietą a zdrowiem i wyglądem skóry. Sporo zaskakujących konkluzji. Kosztuje ok. 30zł/272 stron.




2. "Zioła z apteki natury" Opracowanie zbiorowe

"Wszystko o ziołach i ich zastosowaniu w medycynie naturalnej, kosmetyce, kuchni i do dekoracji. Książka dla całej rodziny - pozwoli zadbać o zdrowie i dobre samopoczucie Twoich bliskich oraz upiększyć dom lub mieszkanie. Skuteczne, sprawdzone oraz czytelne pomysły do wykonania „krok po kroku" - z łatwością przygotujesz syrop na przeziębienie, pachnący krem do rąk czy założysz ogródek ziołowy. Praktyczne informacje, potrzebne składniki - pomogą wybrać i wykonać każdy przepis, odpowiedni do Twoich potrzeb oraz umiejętności. Wszystkie materiały dostępne na polskim rynku. Posty, przejrzysty i zrozumiały język."
Kolejna pozycja, którą aktualnie posiadam we własnych zbiorach. Książka zawiera świetną charakterystykę ziół dostępnych w Polsce, ich zastosowaniu w różnych dziedzinach. jeden spory rozdział poświęcono kosmetykom, w tym także dokładnym przepisom diy. Znajdziemy w niej także pomysły na naturalne dekoracje. Temat ujęty został kompleksowo i ciekawie. Bardzo dużo zdjęć, jest kolorowo i inspirująco. Gruba! Kosztuje ok. 35zł/512 stron.


3. "Tajniki DIY" Red Lipstick Monster

"Pierwsza taka polska książka o kosmetycznym DIY, przygotowana przez jedną z najoryginalniejszych kobiet polskiego YouTube’a – Ewę Grzelakowską-Kostoglu, autorkę kanału Red Lipstick Monster oraz bestsellerowych "Tajników makijażu". Razem z Ewą w prosty i szybki sposób przygotujesz nie tylko doskonałe, domowe kosmetyki, lecz także wspaniałe gadżety, które staną się praktycznymi pomocnikami na co dzień! Zobacz, jak łatwo i szybko przygotować:
aromatyczne kule do kąpieli, które zamienią twoją łazienkę w domowe SPA,
aksamitne masło do ciała pachnące niczym deser,
- a nawet prosty i uniwersalny organizer ułatwiający utrzymanie ładu na biurku i toaletce.
Te i wiele innych niepublikowanych wcześniej przepisów DIY sprawią, że przestaniesz wydawać fortunę w drogeriach i designerskich sklepach! Stworzysz wyjątkowe i piękne przedmioty, których nie można znaleźć w popularnych sieciówkach!
'Zrobiłam wszystko, by przepisy nie zabrały Ci wiele czasu, a efekty naszej wspólnej pracy zachwyciły Ciebie i Twoich bliskich' (Ewa Grzelakowska-Kostoglu)."
Ta książka jest na moim celowniku, bo mało kto wie, że kocham diy już od bardzo, bardzo dawna. Kręceniem własnych kosmetyków zajmuję się od ok. 2 lat, natomiast wszelkie inne diy, np. stroiki, gadżety, ozdoby, biżuterię robiłam już duuuużo wcześniej. Uwielbiam też malować, ozdabiać, rysować, po prostu tworzyć (piszę też po kubkach i maluję na koszulkach :). Jeżeli ktoś mnie spyta co chcę na Święta - mam gotową odpowiedź ;) Kosztuje ok. 40-50zł.


4. "Kosmetyki naturalne DIY" Opracowanie zbiorowe

"Gubisz się w gąszczu kosmetyków naturalnych? Nie masz pewności, które naprawdę są eko i pozbawione SLS-ów, sztucznych barwników i dodatków szkodliwych dla skóry? Zacznij produkować własne kremy, balsamy, masła, toniki i inne produkty do pielęgnacji urody, których składu będziesz na 100% pewna!
Bogata w liczne fotografie, pięknie wydana książka „Kosmetyki naturalne DIY” autorstwa Leny Sokolovskiej to idealna publikacja dla każdej kosmetykomaniaczki i fanki eko stylu życia, a także pozycja obowiązkowa dla tych kobiet, które szukają kosmetyków łagodnych dla ich cery. Założycielka marki Uoga Uoga, ekologicznej marki naturalnych kosmetyków, dzieli się z czytelnikami:
- unikalnymi i prostymi recepturami na delikatne i aromatyczne masła do ciała, kule do kąpieli, kremy do twarzy, toniki, maseczki, szampony oraz odżywcze eliksiry,
- wiedzą o olejkach i wyciągach z ziół, które mają kojący i odżywczy wpływ na skórę,
- tajnikami pielęgnacji różnych typów cery za pomocą dostępnych w Polsce ziół, olejków, hydrolatów i minerałów. Wyeliminuj drogeryjne kosmetyki wypełnione chemią i zastąp je przyjaznymi skórze, zrobionymi w zaciszu własnej kuchni kosmetykami, takimi jak: tonik z chabrów, balsam w kostce z awokado, masło kawowe czy krem z nagietka. Piękna? Naturalnie!"
Jeżeli przeczytaliście powyższy opis to już chyba nie muszę nic więcej dodawać. Wydaje się idealna dla mnie :) Kosztuje 45zł/272 str.


5. "Kosmetyki domowe" Joanna Czerniel 

"Niezwykła książka zawierająca wypróbowane receptury na własnoręcznie przygotowane kosmetyki. Jej autorką jest farmaceutka, dla której domowy wyrób kosmetyków jest prawdziwą pasją. Książka zawiera kilkadziesiąt przepisów na płyny, kremy i inne specyfiki przeznaczone do pielęgnacji cery. Atrakcyjnym dodatkiem są propozycje na niepowtarzalne pachnące prezenty prosto z „domowej manufaktury”.
Książka skupia się głównie na gotowych przepisach na różnorodne kosmetyki. Z przyjemnością bym się z nimi zapoznała, bo jestem ciekawa jak farmaceutka podchodzi do receptur, jak je komponuje i dobiera do rodzaju cery. Kosztuje ok. 22zł/112 str.







6. "Kosmetyki do kąpieli" Joanna Tołłoczko

"Masz dość kosmetyków opartych na sztucznych barwnikach i chemii? Poznaj idealny sposób na pielęgnację skóry, szczególnie tej wrażliwej, skłonnej do podrażnień i alergii. Naturalne kosmetyki myjące wspierają zdrową skórę, piękny wygląd, a przede wszystkim są przyjazne dla ciała. Sprawdź, jak łatwo przygotować aromatyczny peeling do ciała albo różaną sól do kąpieli. Zdrowe, ekologiczne i estetyczne – z łatwością przygotujesz je w domu."
Kąpielowe kosmetyki to temat znany mi najmniej. O ile peelingi robiłam wielokrotnie, o tyle mydełka, żele, szampony, kule do kąpieli i sole są na razie jedynie w moich planach, więc temat czeka na odkrycie. Z przyjemnością najpierw poczytam! Kosztuje 18zł/128 str.  







7. "Zielone kosmetyki" Gabriela Nedoma

"Czy wiedziałaś, że Twój szampon rośnie na drzewach, pasta do zębów kwitnie na łące, a ochrona przed słońcem krzewi się w ogrodzie? Kosmetyki naturalne i ich samodzielne przygotowanie staje się coraz bardziej popularne. W ich skład wchodzą produkty pochodzenia roślinnego, których dobroczynne działanie jest znane od wieków. Pozbawione są szkodliwych substancji chemicznych, konserwantów i sztucznych barwników, a na dodatek są bezpieczne dla naszej skóry i środowiska, w którym żyjemy. Ponadto kosmetyki samodzielnie wykonane w domu są tanie, zdrowe i proste do zrobienia, a ich składniki, dostępne niemal w każdej kuchni. Co więcej, ich stosowanie przynosi spektakularne efekty."
Kolejna pozycja z przepisami na kosmetyki tak czyste, że... można je jeść! Książka jest pięknie ilustrowana, zawiera mnóstwo przepisów jak krok po kroku wykonać m.in. kremy, musy do ciała, dezodoranty bez soli aluminium, szampony, pasty do zębów, kosmetyki do depilacji i opalania oraz przeznaczone dla niemowląt. Jak dla mnie brzmi doskonale. Kosztuje 55zł/380 str.

8. "Ziołowy zakątek" Klaudyna Hebda

"Klaudyna Hebda udowadnia, że do pielęgnacji skóry wcale nie potrzeba drogich kremów ani specjalistycznych zabiegów w salonie kosmetycznym. Wystarczy własnoręcznie ukręcony krem, maseczka z owoców lub, w sytuacjach kryzysowych, prosta maść. Wszystkie te specyfiki można niskim kosztem wykonać w domowej kuchni, a potrzebne składniki samemu zebrać w ogrodzie i na łące, znaleźć w spiżarni lub po prostu kupić w internecie. Kosmetyki będą znakomitej jakości, bogate w substancje odżywcze i lecznicze.
Książka zawiera około stu sprawdzonych przepisów wykorzystujących zioła (m.in. nagietek, dziurawiec i lawendę), różne produkty spożywcze (np. cenne oleje roślinne, miód, jogurt), a także najnowsze zdobycze kosmetyki (w tym naturalny kwas hialuronowy). Znajdziemy tu zarówno receptury tradycyjne, jak i nowoczesne, dla początkujących oraz zaawansowanych. Dzięki zdjęciom instruktażowym oraz odnośnikom do filmów pokazujących proces produkcji krok po kroku nawet największy laik będzie w stanie stworzyć opisane w książce kosmetyki, w tym kojący aloesowo-nagietkowy krem do twarzy, regenerujący krem na spierzchnięte dłonie, mydło lawendowe, musujące kule do kąpieli, perfumy w kremie, łagodny tonik różany oraz wiele, wiele innych. „Ziołowy Zakątek” wzbogacono o listy sprzedawców, u których można nabyć składniki, oraz stron pomocnych w tworzeniu własnych receptur."
Z kolei tą książkę już od dawna mam na swojej liście, ale ciągle coś przeszkadza mi ją kupić. A to akurat zabrakło w księgarni, a to internet odmówił posłuszeństwa, gdy chciałam zamówić ją on-line. Mimo wszystko nie zrezygnuję i wiem, że w końcu do mnie dotrze :) Podoba mi się, że autorka miesza (tak jak ja) trochę natury z choćby kwasem hialuronowym. Kosztuje ok. 60zł/320 stron.


9. "Sekrety urody Koreanek" Charlotte Cho

"Nieskazitelna, promienna cera jest w zasięgu ręki – odkryj, jak to robią Koreanki! W Europie o skórze mówi się głównie w kontekście problemów: zmarszczek i niedoskonałości cery, które trzeba tuszować grubymi warstwami makijażu. Koreanki od dawna wiedzą, że takie podejście prowadzi donikąd. Ich niezwykła metoda kompleksowej pielęgnacji gwarantuje rewelacyjne efekty.
Charlotte Cho na własnym przykładzie obala mit, że idealna cera Koreanek to efekt dobrych genów i udowadnia, że wszystko zależy od właściwej pielęgnacji. W książce przedstawia kilka prostych, ale niezastąpionych sposobów, by raz na zawsze pożegnać się z niedoskonałościami i zachwycić wszystkich promienną, nieskazitelną cerą.
Zapomnij o starzejących się z godnością Francuzkach i osiągnij koreańską perfekcję. Oczyszczaj, złuszczaj, nawilżaj, regeneruj i lśnij!"
"Sekrety..." to już prawie klasyka ;) Czytałam ją już pobieżnie, ale nie posiadam własnego egzemplarza, a tak być nie może. Książka w przyjazny sposób ukazuje choćby etapy koreańskiej pielęgnacji, zwraca uwagę także m.in. na tematykę filtrów UV. Po prostu muszę ją mieć, bo azjatyckie kosmetyki coraz mocniej mnie kręcą. Kosztuje ok. 33zł/240 str.


10. "Cukiernia kosmetyczna" Adriana Sadkiwicz

"Uwielbiam słodycze kosmetyczne. Uwielbiam obserwować reakcje osób, które nimi obdarowuję – nigdy nie są do końca pewne, czy dostały coś do jedzenia, czy wręcz przeciwnie. Kiedy jednak odkryją, że to kosmetyki, zakochują się w nich! Bo słodycze, którymi się w tej książce dzielę, są wspaniałe! W większości stworzone na bazie naturalnych składników, nie tylko wyglądają ciekawie, ale jeszcze łagodnie i skutecznie pielęgnują ciało. Zapraszam w podróż do mojego świata przepełnionego zapachami i kolorami. Zapraszam do tworzenia i czarowania. Zapraszam do mojej kosmetycznej cukierni! (Adriana Sadkiwicz, autorka)"
Widzieliście już te wszystkie babeczki, kremówki i cukierki, które do złudzenia przypominają słodycze, choć w rzeczywistości są pachnącymi umilaczami kąpieli? No właśnie! Cudeńka warte niemal grzechu, cieszące i oko i skórę. Po prostu muszę mieć i przeczytać! Kosztuje 40zł/176 stron.




11. "Skin coach" Bożena Społowicz

" 'Czy wiesz, że aby mieć piękną i zdrową skórę, powinnaś jeść ciepłe śniadania?' Skin Coaching radykalnie zmieni twoje myślenie o własnej skórze. Napisałam tę książkę, bo zauważyłam, że zbyt wiele kobiet pogodziło się z faktem, że ich cera jest i pozostanie niedoskonała. Nie musi tak być! Pomogę ci zadbać nie tylko o twoją skórę, ale także o zdrowie i samopoczucie. Nauczę cię, jak odpowiednio pielęgnować cerę i nie wydać fortuny. Powiem, co jeść, by spowolnić starzenie skóry. Doradzę, jak zredukować zawartość kosmetyczki nawet o 90%, i sprawię, że bez makijażu będziesz wyglądać pięknie. Gotowa na rewolucję w rytmie slow? Bez obaw! Ty i twoja skóra będziecie zachwycone. (Bożena Społowicz, Skin Coach)"
Książka o kosmetyce i pielęgnacji z punktu widzenia slow life. Jak i kiedy zatrzymać się w świecie, który oferuje nam więcej i więcej? Jak znaleźć umiar, gdy producenci przekonują do kolejnych niezbędnych kosmetyków, a już teraz praktycznie każda część ciała wymaga odrębnych specyfików? Mam nadzieję znaleźć odpowiedzi na podobne pytania, zresztą sam tytuł mnie fascynuje! Kosztuje 40zł/320 stron.

Czy macie w swoich biblioteczkach książki o podobnej tematyce? Może Wy też mi coś polecicie?

DIY: Zrób sama maseczkę w płachcie Mask Sheet

Uwielbiam domowe kosmetyki, zarówno te wymagające całej gamy dziwnie brzmiących składników, jak i te jadalne, prosto z lodówki. Zrobienie domowej maseczki nie jest żadnym problemem, jeśli się oczywiście ma do tego zapał i lubi wiedzieć, co nakłada się na własną skórę. Wiem, że dla sporej ilości dziewczyn zniechęcające jest natomiast zmycie takiej tradycyjnej maski-papki, więc ich unikają. Jest jednak rozwiązanie! Proste, skuteczne i szybkie. Dziś zapraszam Was na przygodę z maseczkami w płachcie domowej roboty!


Jak zrobić własną maskę z płachcie DIY

Przede wszystkim do domowej maski w płachcie potrzebujemy... płachty. W Hebe można kupić gotowe do nasączenia bawełniane sheety, które kosztują kilkanaście złotych. Można także wykorzystać do tego celu grubszą bawełnianą serwetkę, wyciąć w niej otwory na oczy, nos i usta. Ja natomiast wykorzystam... papier ryżowy, który kupiłam w sklepie za 1,99zł i który wystarczy na kilkanaście maseczek. Pomysł na użycie papieru przyszedł do mnie od Czarszki, którą uwielbiam oglądać i od której zaczęła się cała moja przygoda z kręceniem własnych kosmetyków :) 


Kiedy mam już papier ryżowy zastanawiam się jaki chcę uzyskać efekt, komponuję więc składniki. Dzisiaj zależy mi na dobrym oczyszczeniu skóry z zaskórników, zwężeniu porów i nawilżeniu, dlatego stawiam na:
- hydrolat z lawendy (m.in. oczyszcza, odświeża, tonizuje skórę, reguluje wydzielanie sebum, działa antyseptycznie i ściągająco)
- srebro koloidalne (posiada doskonałe działanie antybakteryjne, grzybo- i wirusobójcze, regenerujące, przeciwzapalne i oczyszczające)
- D-panthenol (wit. B5, nawilża, łagodzi podrażnienia, goi ranki)
- niacynamid (wit. B3, m.in. doskonale zwęża pory, rozjaśnia przebarwienia, działa antytrądzikowo oraz antyoksydacyjnie oraz przeciwzapalnie, wspomaga produkcję kolagenu).

Przygotowanie maski w płachcie

Wszystkie te substancje są rozpuszczalne w wodzie. Wsypuję więc czubek łyżeczki wit. B3, która jest w postaci kryształów do miseczki z hydrolatem (ok. 10 łyżek), 1 łyżką srebra koloidalnego oraz kilkunastoma kroplami wit. B5. Mieszam bez podgrzewania.


Następnie wyciągam jedną sztukę papieru ryżowego, który z łatwością można pociąć nożyczkami. Na sucho jest twardawy i może pękać, ale w niczym to nie przeszkadza.


Papier tnę na ćwiartki według poniższego schematu. Zazwyczaj na jedną maskę wykorzystuję trzy takie kawałki, dwa na policzki i jeden na czoło. Ostatnią ćwiartkę można pociąć na jeszcze mniejsze kawałeczki i nałożyć je na nos czy brodę. Następnie każdą ćwiartkę z osobna delikatnie zanurzam w miseczce z hydrolatem i pozostałymi substancjami aktywnymi, aż do lekkiego zmiękczenia, zazwyczaj trwa to kilka-kilkanaście sekund (jeśli robiliście np. sajgonki to na pewno wiecie o co chodzi). Od razu nakładam na skórę lekko wygładzając.



Zaczynam od policzków i nakładam pierwszy kawałek tak jak na zdjęciu poniżej. Potem drugi policzek analogicznie, na końcu czoło - okrągłą częścią ku górze. Maskę trzymam ok. 20-25 minut. Dobrze się trzyma skóry, nie osuwa się, nie odpada, spokojnie można w niej chodzić i robić co tylko chcemy. Warto ją czasem delikatnie zwilżyć hydrolatem lub resztką naszej mieszaniny. Do odczekaniu odpowiedniego czasu, gdy chcemy ją zdjąć, wystarczy podważyć koniec i zerwać za jednym razem. Maska nie przykleja się do skóry zbyt mocno, więc to nie boli, nigdy nie miałam z tym najmniejszego problemu.

Dlaczego papier ryżowy?


Papier ryżowy nie tylko jest tani i wydajny, jest też przecież jadalny, a więc bezpieczny dla zdrowia. Poza tym ryż znany jest ze swoim właściwości nawilżających, rozjaśniających przebarwienia, wygładzających, napinających i zmiękczających. Zyskujemy więc podwójnie :)

Fajnie, ale być może nie posiadasz hydrolatów i witamin. Co wtedy?
Nic nie szkodzi! Zapewniam Cię, że we własnej kuchni znajdziesz równie dobre i skuteczne składniki na maskę. Szczególnie polecam zieloną herbatę i napary ziołowe np. ze skrzypu polnego czy pokrzywy. 

Poza tym polecam:
- wszelkie warzywne lub owocowe soki, które są bombą witaminową i genialnie wpływają na skórę: ogórkowy, jabłkowy, pomarańczowy, z pomidora, truskawkowy itp., koniecznie niesłodzony i świeżo wyciśnięty,
- mleko, maślanka, mleko sojowe lub kokosowe,
- czerwone wino (anty age),
- woda ryżowa,
- miód z wodą,
- jako dodatki wzbogacające dodawane do powyższych w niewielkich ilościach: aloes, wyciśnięte kapsułki wit. A+E, oliwa, sok z cytryny, ocet jabłkowy, jogurt,
- dowolne mieszanki powyższych.


Jak Wam się podoba taka domowa maska w płachcie? Zachęciłam Was do eksperymentów?
Moje zdjęcie
CosmetiCosmos
Witaj na CosmetiCosmos.pl! Mam na imię Aneta i od kilku lat interesuję się kosmetykami i ich składami, szczególnie naturalnymi. Szukam prawdziwych perełek, lubię polskie manufaktury, kręcę też własne kremy. Interesują mnie także eko środki czystości. Mam nadzieję, że znajdziesz tu coś ciekawego dla siebie (polecam wyszukiwarkę). Kontakt ze mną: cosmeticosmos@gmail.com

Jestem tutaj